Nie dam się zaszufladkować

„Z duszy swej, mój Dobrodzieju, nie zrobię nikomu prezentu” – Czesław nie tylko śpiewa. Opowiada o graniu na śmierć i życie, niezależności, pesudoniszowych artystach i Miłoszu

Ktoś napisał: „Twoja muzyka, trafi do ludzi, którzy jej nie zrozumieją”…
Czesław Mozil: Czy myślisz, że wszyscy rozumieją ironię? Jeśli część osób nie zrozumiała ironii zawartej w filmiku, który nagrałem z Borysem Szycem (Czesław Mozil powtarza w nim, że „Nie jest szmatą” i nie wystąpi w TVN – przyp. red.), to o czym mówimy… To są ludzie, którzy uważają się za „prawdziwych fanów i znawców”? Ja nigdy nie będę mówił słuchaczom, jak mają interpretować piosenki. Nie interesuje mnie, co czuła Tori Amos pisząc daną piosenkę, bo w momencie, kiedy jej słucham, ona jest moja. Nie Tori. Jakie mamy prawo śmiać się z młodej dziewczyny, która słucha Feela, jeśli te piosenki są dla niej bardzo ważne?
Nie będzie mi przykro, jeśli ktoś będzie się śmiał z piosenki „Żaba tonie w betonie”, która dla mnie jest smutną piosenką o miłości. Nie o to chodzi. I mówiąc ogólnie, sztuka nie może być przeintelektualizowana, tak jak nie chodzi o to, by traktować ją niepoważnie. Trzeba tylko uważać z interpretacją i szufladkowaniem, dla kogo są dane emocje. Sztuka jest wolnością, nie służy temu, by ograniczać ją barierami.

Nie chcesz docierać ze swoimi piosenkami do bardziej świadomej muzycznie widowni?
Nie mam ambicji tworzenia muzyki dla jednej, wybranej grupy odbiorców. Ja się bardzo cieszę, kiedy przychodzi na nasz koncert pani, która ma 60 lat. Czy artysta wolałby tworzyć dla dwóch, czy jednak dla 10 osób? Zostałem zaproszony do projektu związanego z obchodami roku Miłosza i będę tworzyć muzykę do jego tekstów. Co ciekawe, moje mieszkanie w Krakowie znajduje się dokładnie naprzeciwko miejsca, w którym mieszkał przez ostatnie dziesięć lat. Dostałem pięć tomów jego wierszy, bo nie znam Miłosza jako poety, moja mama go czytała, ale ja nie. Kiedy usłyszałem o tym projekcie, zapytałem: „Miłosz jest święty dla wielu ludzi, a ja mam się tym zająć?”. Powiedziałem, że jeśli nie będę mógł zrobić tego tak, jak to czuję, to się tego nie podejmę. Ale jeśli, choć jeden człowiek sięgnie po Miłosza, przez to, że usłyszy moją muzykę, będę szczęśliwy. Czy idąc do opery musimy wszystko rozumieć? Moim zdaniem nie. Czy Miłosz tworzył tylko dla osób, które go rozumieją? Bardzo niewiele osób może powiedzieć, że dogłębnie rozumie jego poezję. Reszta wzięła dla siebie mały wycinek.

Nie boisz się otoczki celebryty? Tego, że przez udział w programie, staniesz się gwiazdą portali plotkarskich?
Tak, obawiam się, że ktoś wyciągnie moje stare zdjęcia (śmiech). Mam nadzieję, że nie będzie aż tak źle. Nie będę się tym przejmować, ani kłamać. Będę robił swoje.

Jaki jest twój stosunek do fanów?
Nie muszę pokazywać wszystkim mojego mieszkania czy sypialni, ale muszę być dostępny. Chcę być sobą, również poza sceną. To byłoby straszne, gdybym musiał w wywiadach udawać kogoś, kim nie jestem. Zawsze jest ryzyko, że jak się człowiek otworzy, to może dostać kopa. Ale ja wychowałem się na podwórku. Jak ktoś mnie skrzywdzi, potrafię mocno oddać. Oczekuję od ludzi, tego, co najlepsze i mam dystans. Całe życie kierowałem się taką zasadą i dobrze na tym wychodziłem.

Jak odnalazłeś w polskiej biurokracji po przyjeździe z poukładanej i przyjaznej dla obywatela Danii?
Nigdy nie przypuszczałem, że będę mógł utrzymywać się z muzyki. Nauczyłem się, że są dwa sposoby, które działają: trzeba być albo bardzo, bardzo miłym, albo bardzo bezczelnym. Moi przyjaciele pomagali mi załatwić wiele spraw. Groziła mi kara 5 tys. zł za to, że pomyliłem literkę w imieniu mojego ojca. Napisałem „s” zamiast „ś”. Czasami są tak absurdalne sytuacje… Straszne jest też to, że słowo VIP otwiera tak wiele drzwi. Ale z drugiej strony, w Polsce nigdy się człowiek nie nudzi. Zawsze można się wkurzyć. I to też jest czasami cudowne.

Ktoś kiedyś powiedział, że Kraków jest miejscem, w którym rodzą się idee, ale żeby je realizować trzeba wyjechać do Warszawy…
Nie trudno być wielkim artystą o trzeciej nad ranem w „Pięknym Psie”, zwłaszcza po pięciu wiśniówkach. Trudniej jest ruszyć tyłek i zrobić próbę muzyczną, którą się ustaliło na poniedziałek rano, a nie przesuwać ją na środę. W Krakowie wiele osób zastanawia się jak tę próbę przestawić, w Warszawie nie.

Czy w Warszawie jest większa przestrzeń dla artystów?
Wydaję mi się, że tak. Spotkałem tu mnóstwo ciekawych ludzi. W Warszawie dużo się dzieje, jest tyle wydarzeń, że wszystko jest wydarzeniem. Nie ma tutaj bufonowania, które bardziej widoczne jest w krakowskich knajpach. Bardzo się zdziwiłem, ale to tam jest większe „ąę” i nosy do góry, niż w stolicy. W Warszawie jest tak, że robisz co chcesz – jeśli chcesz się lansować, są do tego miejsca, ale jeśli nie – wcale nie musisz. Jeśli tutaj jest większy wyścig szczurów, to dlatego, że nikt nie przejmuje się jednostkami. W Krakowie jest inne środowisko. Te wszystkie knajpy są tak blisko, że jak puścisz bąka na Kazimierzu, to wiedzą o tym na Rynku. Czasami ma to oczywiście swoje dobre strony. Ja lepiej oddycham, czuję się bardziej wolny w Warszawie. W Krakowie mam malutkie mieszkanko, tak małe, że wracałem do niego praktycznie tylko na noc. Tutaj mam dużą przestrzeń, zmieścił się fortepian i wanna.

Jesteś introwertykiem czy ekstrawertykiem?
Totalną mieszanką. Jestem człowiekiem towarzyskim i kiedy spotykam się z ludźmi, zależy mi na tym, żeby każdy dobrze się bawił. Potrafię balować, gadać z każdym. Nie jestem jednak otwarty we wszystkich sytuacjach. Trzymam się najbliższych przyjaciół. Takich, których znam wiele lat i zawsze będę do nich wracał, którym mówię wszystko.

Masz szczęście do przyjaciół?
Tak, mam nawet to szczęście, że ludzie z mojej kapeli są moimi przyjaciółmi. Wszyscy to osoby z Danii. Największa radość to spotkać się z przyjaciółmi. Póki to mam, jestem szczęśliwy.

Przyjaźń jest ważniejsza niż miłość?
Przyjaźń jest dla mnie najważniejsza. Czujesz, że masz przyjaciela, nawet jeśli nie widzisz go przez rok. Miłość? To cudowne, kiedy niektórym się udaje. Ale i bardzo trudne. Jestem w takim momencie, że nie chcę poświęcać pewnych rzeczy dla kogoś. W tej chwili ważniejsze jest to, że nagram nową płytę, niż założę rodzinę i będę miał dzieci. Koncentruję się na pracy. Może kiedyś przyjdzie miłość i rodzina. Byłoby smutno, gdyby tak się nie stało. Chciałbym mieć dzieci. Mogę nie mieć kobiety, wtedy być może matką mojego dziecka zostanie moja przyjaciółka, z którą nie jestem w związku? Takie rzeczy też są możliwe. Układy społeczne będą się zmieniać, bo świat się zmienia. Widzę tyle smutku różnych par, że nie czuję się zainspirowany do założenia rodziny. Są ludzie, którzy całe życie muszą mieć partnera, idą od dziewczyny do dziewczyny, od chłopaka do chłopaka. Potrafią się zakochać tydzień po zerwaniu. Niektórzy potrzebują związać się z kimś w młodym wieku, żeby poczuć stabilność. Niektórzy tak potrafią, ja nie. Tak jakby był przepis na to, jak tworzy się rodzinę. Nie wiem, jak będę oceniał to za 30 lat, ale mam nadzieję, że dopóki jestem świadomy swych wyborów, wszystko powinno być w porządku. Nie wstydzę się tego.

Możesz liczyć na swoich przyjaciół? Przygarną cię do domu, pożyczą pieniądze?
To zależy od osoby. W Danii ludzie są nieco bardziej zamknięci. Moim przyjacielem jest osoba, z którą prowadziłem knajpę w Kopenhadze. Teraz mam amok, ale będzie czas na wspólną wyprawę, a za 20 lat będziemy siedzieć razem przy grillu. To jest tak silne, że przetrwa. Poznaję mnóstwo nowych ludzi, ale nikt nie zastąpi moich dobrych przyjaciół. Staram się poznawać starych z nowymi, łączyć osobowości i kiedy się to udaje, jest cudownie. Przyjaciel to taka osoba, która powie ci prawdę, zauważy, kiedy ci odbija. Bez przyjaciół można uwierzyć w to, że jest się nieśmiertelnym.

Rozmawiała: Joanna Jałowiec

Redakcja Magazynu
Polecamy

Powiązane Artykuły