Garbusa znamy w wielu wcieleniach, a niemal każde jest wyjątkowo urokliwe. Jednak ten wykonany przez kowala z dekoracyjnej stali jest jedyny w swoim rodzaju. Czy raczej… wydaje się jedyny, bo może ich być nawet 20 na świecie!
Poczciwy Beetle nie ma sobie równych jako legenda motoryzacji. Dość powiedzieć, że Volkswagen spuścił ostatnie sztuki z taśmy montażowej w lutym 2019, podczas gdy pierwsze egzemplarze startowały w 1938! Zaprojektowany przez Ferdynanda Porsche pojazd był montowany w 15 krajach, na wszystkich zamieszkałych kontynentach, sprzedając się w liczbie prawie 20 milionów aut.
Od samych liczb można dostać zawrotów głowy. Co zupełnie zrozumiałe, „garbusek” odbił się silnie w kulturze masowej i sztuce. I gdy wydaje się, że znamy już wszystkie jego wcielenia, pojawiają się kolejne. Oto jedno z nich, zlicytowane niedawno w domu aukcyjnym Sotheby’s za wcale niemałe pieniądze, prawie 80 tys. dolarów.
Czym różni się od standardowego „Garbi”? Podwozie, silnik i wnętrze są takie same, ale zamiast zwartej karoserii ma szkielet z wymalowanej na biało, finezyjnie pozawijanej stali. Jeszcze większe wrażenie robi fakt, że misternie wykonana „skóra” złożona z aż 2,6 tys. pojedynczych zawijasów powstała wyłącznie z użyciem młotka i kowadła! Tak niesamowitą pracę wykonał meksykański kowal Rafael Esparza-Prieto.
Jak często bywa z niezwykłymi dziełami rzemiosła i sztuki, powstanie „kowalskiego garbusa” było nieco przypadkowe. Esporza-Prieto był kowalem z dziada pradziada (dosłownie, to nie przenośnia!), który dla pozyskania dodatkowych środków zatrudnił się w warsztacie samochodowym.
Widząc jego umiejętności właściciel zakładu zlecił mu wykonanie takiego właśnie ażurowego auta. Na przełomie lat 60. i 70. Dlaczego akurat tego auta? Garbus był montowany w Meksyku, był najtańszym i powszechnym autem, którego części były pod ręką.
Dekoracyjny pojazd stał się jeżdżącą reklamą warsztatu i trwałby tak pewnie przez lata jako lokalna ciekawostka, gdyby nie zauważył go przedstawiciel Volkswagena. Rafael Esparza-Prieto otrzymał kontrakt na przygotowanie aż 20 identycznych aut właśnie dla niemieckiej marki. Do tego wpłynęły jeszcze dwa niezależne zamówienia, co w połączeniu z oryginałem daje 23 sztuki.
Egzemplarz sprzedany w domu aukcyjnym to jeden z dwóch indywidualnych zamówień i też ma wyjątkowo ciekawą historię. Pierwszy raz pokazał się oczom przechodniów w 1985 roku jako wizytówka restauracji Casa Linda w Montecito, Kalifornia. Przez długie lata służył jako auto do odwożenia gości, ponieważ – poza przewiewnym nadwoziem – to pełnoprawne auto drogowe.