Michał Dudziński: Jak się robi teatr z klocków lego?

Od zawsze marzył, by zostać aktorem. Chłopak z małej miejscowości, który nie tylko spełnił swoje marzenie o graniu, ale ma tak ogromną wyobraźnię, że od lat tworzy własny teatr! Jedyny w swoim rodzaju na całym świecie… Z klocków lego! Specjalnie dla EksMagazynu – Michał Dudziński.

EksMagazyn: Opowiedz, skąd wziął się pomysł na tak niezwykłe przedsięwzięcie i jak ono teraz wygląda?
Michał Dudziński: Zaczęło się to jakieś 13 lat temu. Pochodzę z małej miejscowości na wschodzie Polski. Mimo tego, że nie miałem nigdy do czynienia z teatrem ani dostępu do niego – od zawsze wiedziałem, że chcę zostać aktorem. Do najbliższego miałem jakieś 120 km, czyli nie było mi specjalnie po drodze.
To była chyba pierwsza klasa liceum… W Polsce pojawił się internet. W nocy zamiast się uczyć, wchodziłem z jakąś tęsknotą na strony internetowe wszystkich możliwych teatrów w Polsce i oglądałem zdjęcia ze spektakli. Potrafiłem wchodzić po kilkadziesiąt razy i oglądać te same zdjęcia. Wyobrażać sobie, jak mógłby wyglądać spektakl, scenografia…
Od małego miałem dużo klocków lego. Kiedyś jadąc autobusem pomyślałem – zrobię spektakl z klocków. I tak się zaczęło.
Zazwyczaj są to „spektakle” od początku do końca wymyślone przeze mnie. Dramaty, których jeszcze nikt nie napisał… Sztuki, w których marzyłoby mi się zagrać, ale nie zagram, bo takich nie ma… Coś co mnie boli, albo leży mi na sercu. Oczywiście inscenizuję również znane dramaty, ale wolę te od początku do końca zrobione przeze mnie.
Teatr Lego żyje w mojej głowie. Widz może go zobaczyć jedynie na zdjęciach.
Mam specjalnie zrobioną imitację prawdziwej sceny teatralnej – oczywiście proporcjonalnie do rozmiarów lego.
Wymyślam historię, rozpisuję sceny, które chcę uchwycić, projektuje scenografię, która składa się częściowo z lego, a częściowo z rzeczy, które mogę kupić w sklepie dla plastyków, robię obsadę z ludzików, dobieram kostiumy, robię fryzury – bardzo często z plasteliny lub modeliny – aby były niepowtarzalne, ustawiam światła i robię zdjęcia.
Jeszcze parę lat temu potrafiłem od początku do końca zrobić spektakl w jeden dzień. Teraz czasami trwa to nawet pół roku. Zmieniam, dopisuję sceny, modyfikuje scenografię, czasami nad jednym ujęciem siedzę tydzień… Zrobiłem się bardziej dokładny.

A teraz więcej o tobie. Michał Dudziński to…
To ja (śmiech). Mam 30 lat, 190 cm wzrostu i jestem dużym dzieckiem. Czasami mi z tym dobrze, a czasami źle. Walczę o swoje marzenia, intensywnie pracuję nad sobą i dążę do wyznaczonych celów.

Co cię zachwyca w byciu aktorem?
Przede wszystkim to, że mogę dać siebie drugiemu człowiekowi. To, że będąc na scenie lub przed kamerą czuję się nagi. Może trochę bezbronny. Widz musi mnie zaakceptować takim, jakim jestem w danej chwili. To, że mogę wpływać na emocje widza. Mogę go wzruszać, wkurzać lub rozśmieszać.

Wolisz szklany ekran czy scenę?
Kocham jedno i drugie. Praca przy jednym i drugim jest zupełnie inna. Nie mógłbym zrezygnować ani z jednego ani drugiego.

Aktorstwo to tak naprawdę ciężka praca, jak wygląda typowy dzień na planie, a jak w teatrze na próbie?
Prawda jest taka, że nie dzieje się dobrze w Polsce, jeżeli chodzi o moją branżę. Mamy cztery Wyższe Szkoły Teatralne z Wydziałem Aktorskim. Dostać się tam graniczy trochę z cudem. Co roku zdaje ok. półtora tysiąca kandydatów, z czego przyjmowane jest kilkanaście osób. Oczywiście studia są bardzo ciężkie i część osób odpada w trakcie nauki. Kończy nas zaledwie garstka, a i tak brakuje pracy. Etaty w teatrze porównywalne są do najniższej krajowej. Ludzie są w stanie zrobić dosłownie wszystko, żeby dostać taką „ekskluzywną” pracę, z której tak naprawdę bardzo ciężko jest później wyżyć. Ale jesteśmy pasjonatami. Aktorstwo porównuję do powołania. To jest tak, że chcesz robić w życiu właśnie to i nic innego. Praca w teatrze jest dosyć ciężka. Próby do jednego spektaklu trwają zazwyczaj po 3 miesiące. Odbywają się dwa razy dziennie po 4 godziny.
Niestety robi się coraz mniej filmów i seriali. Popularne tasiemce w TV zastąpiły seriale paradokumentalne, których wyprodukowanie jest kilkadziesiąt razy tańsze, niż normalnego serialu. Grają w nich amatorzy. Niestety, przez to aktorzy mają mniej pracy. Stawki za dzień zdjęciowy również drastycznie spadły. Na chwilę obecną dostaję dwie trzecie tego, co dostawałem 8 lat temu będąc jeszcze studentem. Załapać się do czegoś również bardzo często graniczy z cudem. Dlatego cieszę się z każdej rzeczy, chociażby z najmniejszej roli.

Twoja największa pasja to…
Oczywiście aktorstwo, klocki lego i sport. Ale przede wszystkim ludzie. Spotykanie nowych osób, rozmowy przy kawie i papierosie, poznawanie drugiego człowieka jest tym, co mnie najbardziej rozwija, uczy i ładuje mój akumulator.

Co zawód aktora wniósł do twojej codzienności, do „zwykłego życia”?
Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nigdy w życiu nie miałem innego zawodu. Dla mnie to jest normalne, że jestem aktorem. Życie się specjalnie nie zmienia. Traktuję ten zawód jak każdy inny. Jestem takim samym człowiekiem jak piekarz, lekarz czy szewc. Powszechnie krąży taka opinia, że jak ktoś jest aktorem to ma przerośnięte ego. Wszystko zależy indywidualnie od każdego człowieka i dotyczy każdego zawodu. „Gwiazdorzyć” można pracując w każdej dziedzinie. Mam wrażenie, że moje życie jest – jak to nazwałaś – „zwykłe” – może po prostu jest nam ciężej znaleźć pracę, jest nas mniej, a niektórzy ludzie myślą, że jesteśmy Bóg wie kim.

Jakie są twoje najbliższe plany zawodowe, na czym chcesz się skupić w najbliższych miesiącach?
Obecnie pracuję nad postacią Pompowanego Adama w najnowszej części Pitbulla Patryka Vegi. Będzie to postać nieco kontrowersyjna, ale szczegółów nie mogę zdradzać. Zapraszam do kin już niebawem!

Twoje największe zawodowe marzenie do zrealizowania?
Dla mnie każda rola jest jak marzenie. Za każdym razem kiedy staję przed kamerą lub na deskach. Marzy mi się jakaś bardzo emocjonalna rola. Złamane serce, depresja, coś w klimatach Larsa von Triera.

A prywatnie, o czym marzysz poza pracą?
O wewnętrznym spokoju, o miłości. Może o tym, żeby stać się wreszcie dorosłym?

Co cenisz w kobietach, a co według ciebie sprawia, że mężczyzna zasługuje na miano „prawdziwego faceta”?
W kobietach cenię przede wszystkim zaradność i pewność siebie. Cenię, kiedy walczą o siebie i swoje marzenia. Lubię kobiety zadbane. A prawdziwy facet? Jest przed wszystkim poukładany. Znajdzie zawsze czas na pracę, pasję, sport i rodzinę… Ale akurat nie mnie się wypowiadać na ten temat. Mam 30 lat, bawię się klockami i nie dociera do mnie jeszcze że jestem już facetem, a nie chłopcem (śmiech).

Na koniec poproszę o wakacyjne życzenia dla czytelniczek EksMagazynu!
Kochane Czytelniczki. Nie poddawajcie się nigdy w walce o marzenia! Nie dajcie się nigdy stłamsić jakimiś pierdołami. Walczcie o siebie. Nie bójcie się żyć!

Rozmawiała: Aneta Zadroga

Redakcja Magazynu
Polecamy

Powiązane Artykuły