Dominika Flaczyk: W życiu czyste intencje są najważniejsze

DOMINIKA FLACZYK to Mentorka projektu „Biznes się nie poddaje” i twórczyni Grupy Profesja, Systemowej Szkoły Przedsiębiorczości i Fundacji Partycypacji Społecznej – organizacji zajmującej się szkoleniami, dotacjami oraz rozwojem osobistym. W swej pracy stawia na bezustanny rozwój – własny oraz zespołu.

Uważa, że rola szefowej i liderki, która jej przypadła, stanowi misję życiową, społecznie odpowiedzialną. Zamiłowanie do wolności oraz do odkrywania coraz to nowych ścieżek z sukcesem przekazuje swoim dzieciom.

Co dla Pani znaczy być kobietą biznesu?

Dominika Flaczyk, Mentorka projektu BIZNES SIĘ NIE PODDAJE: Od zawsze uważałam się za osobę przedsiębiorczą, działaczkę. Lubię wdrażać koncepty w życie a chęć do działania, łączona z naturalną predyspozycją do organizacji i zarządzania zrobiła ze mnie kobietę biznesu. Moje życie ułożyło się tak, że ta rola wybrała mnie a nie ja ją, po prostu płynęłam z prądem życia. Myślałam i myślę nadal, że to jest rola, która ma służyć ludziom, trochę jak lekarz kształtuje zdrowie pacjenta, tak biznes kształtuje ludzi w nim zatrudnionych a co za tym idzie, ma wpływ na społeczeństwo. Rolę lidera uważam za rolę społecznie odpowiedzialną. Tej roli w dużej mierze musiałam się nauczyć, bo w biznesie wiele, ale nie wszystko, jest kwestią naturalnych predyspozycji. Dla mnie oznacza to służenie innym, dbałość o pracowników, troskę o firmę oraz o to, by moim klientom, poza świadczonymi usługami, dawać wartość dodaną. Ważne są też intencje, bo jeśli ich nie ma, zwłaszcza w kontekście dawania, przekazywania wartości, to taka firma i taki lider według mnie się wykolei, ze względu na nieetyczność działań lub budowanie na cudzej krzywdzie, to prędzej czy później wychodzi w praniu.

W kontekście typowego wzorca kobiety biznesu – na pewno są osoby, które świadomie do tego dążą, do sukcesu w pracy, w biznesie, do efektów. Dla mnie zawsze najpierw było najważniejsze „dlaczego?”, „z kim?” a dopiero potem „co?” i to właśnie doprowadziło mnie do dzisiejszych rezultatów. Moje „dlaczego” też ewoluowało i ewoluuje z biegiem czasu. To jest trochę tak, jak w książce Jima Collinsa „Od dobrego do wielkiego”. Wszystkie moje perturbacje życiowe i zawodowe, które przechodziłam w tej drodze, i które doprowadziły mnie do tego momentu w życiu, również mnie w tym przekonaniu wzmocniły.

Czy to znaczy, że dla Pani ważniejsza jest droga, niż sam cel?

Tak, bo to właśnie proces mojej transformacji w kobietę biznesu, przedsiębiorcę mnie ukształtował. Dla mnie to też oznacza ogromną odpowiedzialność. Odpowiedzialność za ludzi, za firmę i za cały ten system naczyń połączonych. I jeśli ktoś nie jest gotowy na tę odpowiedzialność, to moim zdaniem niech podejmie inną aktywność zawodową. Ta droga nie będzie go cieszyła.

W zasadzie staram nie identyfikować się z żadną rolą inną, niż człowiek w nieustannym rozwoju. Jestem więc w pierwszej kolejności człowiekiem, kobietą, matką, przedsiębiorczynią, przyjaciółką i jeszcze innymi postaciami w zależności od wymogów okoliczności.

Co znaczy dla Pani być kobietą?

No na pewno w naszych mechanizmach społecznych to jest spore wyzwanie! Myślę, że przede wszystkim trzeba być dobrym człowiekiem. I to niezależnie od płci. Kobieta ma nadal do odegrania więcej ról niż mężczyzna, więc się od niej wymaga spoiwa rodziny, troski o bliskość i ciepło, jednak aby móc się spełniać osobiście i zawodowo, potrzebuje przestrzeni na własną kreację. Dla mnie pierwsze małżeństwo było zaprzeczeniem niezależności i spełnienia własnych kreacji i samorealizacji. Dlatego nie mogło przetrwać.

W obecnych czasach udało nam się osiągnąć dużo większą niezależność, niż poprzednim pokoleniom. Natomiast nie ukrywajmy, że kobietom jest nadal znacznie trudniej i moja ścieżka zawodowa i życiowa to wielokrotnie pokazała. Mam swoje wartości i ideały oraz własny kodeks etyczny, który mówi, że wszyscy ludzie są równi, nie znaczy to niestety, że wszyscy mają takie same przekonania czy wartości moralne. Marzę o kulturze wzajemnej życzliwości i tolerancji.

Budzi we mnie ogromną niezgodę wszelka nierówność czy to ze względu na płeć, wyznanie, poglądy czy orientację seksualną. Mówię tu również o mężczyznach, którzy w wielu dziedzinach również są często dyskryminowani. Mają niejednokrotnie trudności w prawidłowym rozwoju emocjonalnym z uwagi na dysfunkcyjność rodzin i stygmatyzację ról, szczególnie w Polsce. Od lat, w realizowanych przez nas projektach unijnych, wspieramy walkę z nierównością i dyskryminacją na rynku pracy i promujemy ideę włączenia społecznego, szczególnie grup defaworyzowanych.

Wracając do pytania o bycie kobietą to jest to między innymi budowanie w sobie także tego kobiecego pierwiastka, łagodności, delikatności, wrażliwości. Z uwagi na to, że od lat pracuję w biznesie i to, że często musiałam walczyć o swoje poglądy (czego osobiście nie lubię, dlatego stroniłam i stronię od niezdrowych układów i korporacyjnego wyścigu szczurów) i po prostu – często walczyć o przetrwanie firmy i swoje – to gdzieś tam po drodze, zdarzyło mi się ten pierwiastek zagubić i wchodzić w „męski” styl pracy w biznesie.

Teraz już wiem, że to nie jest dobra droga i prędzej czy później, skończy się fiaskiem. Kiedy bowiem prowadziłam firmę własnym, kobiecym sposobem i w zgodzie ze swoją autentycznością i intuicją, to zawsze działało w należyty sposób. Paradoksalnie też ogrom wsparcia w biznesie często otrzymywałam bardziej od mężczyzn, może dlatego, że było ich po prostu więcej, ale też dlatego, że dobrze mi się z nimi współpracuje.

Bycie kobietą oznacza dla mnie jeszcze noszenie ogromnego bagażu oczekiwań i odgrywania tych wszystkich ról społecznych, które są nam wdrukowywane od dzieciństwa. Według nich dziewczynki musiały być grzeczne i posłuszne. Moja natura, umiłowanie wolności i niezależności, zostawała przez te schematy w młodości stłamszona, jak u wielu kobiet z mojego pokolenia. Dopiero świadome postrzeganie rzeczywistości przyniosło zmiany w mojej percepcji świata i samej siebie.

Co możemy zrobić z tym nierównym startem kobiet i mężczyzn w dorosłe życie? Z tymi wdrukowanymi w nas w dzieciństwie schematami myślenia i postrzegania rzeczywistości, która inaczej odnosi się do osób o różnej płci? Jak postępować, jakie inicjatywy podejmować, żeby to zmieniać, bo nie chcę używać tu słowa walka?

Faktycznie, jest to ogromne piętno do przepracowania. Miejscem, gdzie zaczyna się kształtowanie naszych osobowości, jest dom rodzinny i środowisko, w którym dorastamy i przebywamy. Większość schematów w podświadomości kształtuje się do 7. roku życia. Ja, mimo trudnych doświadczeń związanych z rozwodem i różnicami co do wartości budowania rodziny z byłym mężem, staram się we własnym zakresie wychować moje dzieci w ten sposób, aby nie implementować im blokad i budować otwartą przestrzeń do rozwoju opartą na atmosferze wzajemnego szacunku i zrozumienia a także jasnego stawiania granic i dużej dawki czułości. O istocie przekonań można się wiele dowiedzieć m.in. z książki Bruce’a Liptona „Biologia przekonań”. Warto więc pracować z podświadomością u dzieci, jak i u nas samych Dorosłych, by budować wspierające przekonania i rozpoznawać i przepracowywać te negatywne.

Mam to szczęście, że jestem mamą chłopca i dziewczynki, więc uważam, by u syna nie stłamsić poczucia sprawczości i jego męskiej natury, mimo jego młodego wieku, a córce przekazać, by pamiętała, że jej celem życiowym nie jest bycie grzeczną dziewczynką a bycie tym, kim chce. I co jest wspaniałe? Ona jest tą buntowniczką, mimo tego, że jest cudowna i słodka, to ma swoje opinie i nie boi się ich otwarcie deklarować a syn promieniuje łagodnością i cierpliwością, wspierając troskliwie siostrę.

Tu moim zdaniem jest ogromna rola rodziców i wychowania. Moi rodzice wychowali mnie w przeświadczeniu, że rolą kobiety nie jest stanie przy przysłowiowych garach, że ważny jest rozwój i to, co się ma w głowie, bo tego nikt nam nie odbierze. To mój Tata pokazywał mi ten etos pracy i nauczył mnie, że praca może dawać nie tylko wynagrodzenie, ale też i spełnienie.

Poznań, moje miasto, jest znany z dość patriarchalnego postrzegania kobiet. To również miało ogromny wpływ na moją psychikę w czasie małżeństwa. Dlatego wiedziałam, że nie chcę, by miało w tak znacznym stopniu wpływ na psychikę mojej córki. Nie chciałam, żeby słyszała, że „chłopcy nie płaczą”, a „dziewczynki niepytane, się nie odzywają”. Moja Zosia, gdy była mała, bardzo chętnie bawiła się klockami i samochodzikami brata, miło było patrzeć, jak dzieci wychowują się swobodnie bez narzuconych schematów w podziale na płeć, co wolno i nie wolno.

Gdyby syn chciał się bawić lalkami, z tym również nie miałabym problemu. Bardzo dbam o to, by oboje byli równo traktowani i czuli się w równym stopniu kochani i budowali w sobie to poczucie równości płci. Niestety, w Polsce z tym nadal bywa różnie, dlatego po rozwodzie rozważałam przeprowadzkę. Moim zdaniem, przede wszystkim, powinno się uświadamiać i edukować w tym zakresie rodziców, ponieważ kiedy dzieci wejdą w życie szkolne i dorosłość, to bywa już za późno. Nie jestem w tym odosobniona, wiele osób – w tym osób publicznych, psychologów, trenerów rozwoju mówi w tej chwili pięknie na całym świecie o tej nauce odpowiedzialnego rodzicielstwa. Polecam w tym zakresie książki Dr. Mateusza Grzesiaka, Dr Tsabary Shefali lub Dr Vanessy Lapointe.

Gdzie szukać dobrych wzorców?

Oczywiście, jest najłatwiej, gdy wypływa to z rodziny. Jeśli zaś nie możemy tam dostać potrzebnego wsparcia, aby poszerzać swoją świadomość, należy rozwijać się szukając inspiracji z zewnątrz i rozwijać swoje naturalne zdolności po to, by nie działać w tych utartych, krzywdzących schematach.

Praca nad sobą zawsze popłaca. Kiedy ją wykonujemy, czujemy się wolni i przede wszystkim, dużo spokojniejsi. Mamy zawsze wolny wybór. Nie jestem zwolenniczką żadnych drastycznych metod ani tym bardziej ostrej walki. Szerzenie idei równouprawnienia, tak byśmy mogli ze sobą współpracować, to wzajemne wspieranie się i zacieranie różnic między ludźmi.

W przeciwnym wypadku dochodzi do sytuacji, kiedy mężczyźni robią się zniewieściali, a kobiety zaczynają walczyć na pięści i chcą dorównać mężczyznom w ten męski sposób, czym robią też krzywdę mężczyznom. Moim zdaniem nie do końca o to chodzi. Każda rola jest po coś i obie płcie powinny się wzajemnie wspierać w tym, co najważniejsze.

Powinniśmy się dopełniać, a nie konkurować ze sobą?

Myślę, że obecnie mężczyźni boją się tych wszystkich ruchów kobiecych. Chowają się. Bo co zrobi, czy czego nie zrobi, to myśli, że i tak będzie źle. A on przecież chce spełnić swoją rolę męską, bez posądzenia o szowinizm. My, kobiety, nie powinnyśmy tłamsić mężczyzn, bo za chwilę szala się przeważy i to pójdzie w zupełnie nieodpowiednią stronę.

Druga sprawa to fakt, że my, kobiety, powinnyśmy wspierać się wzajemnie. Niestety uważam, że kobiety bardzo często robią sobie ogromną krzywdę. Często było tak w moim życiu, że zawiść, chęć niezdrowego konkurowania czy próby manipulacji pojawiały się właśnie ze strony kobiet.

Po więcej informacji o działalności naszej Mentorki zapraszamy tutaj:

https://grupaprofesja.com/

Sesja odbyła się w salonie Harley-Davidson LIBERATOR w Warszawie.

Producentka i kierowniczka planu: Aneta Zadroga/GM LIFESTYLE – dla SUKCES JEST KOBIETĄ

Dyrektorka projektu: Dagmara Wójcik-Jędrzejewska/ GM LIFESTYLE  – dla SUKCES JEST KOBIETĄ

Fotograf backstage: Michał Wójcik

Fotograf sesja: Maciej Grochala

Make up, wizaż: Anna Owens

Realizacja wideo backstage oraz na planie: Franek Mazur

Redaktorska realizacja wywiadów wideo: Łukasz Frydel – redaktor naczelny magazynu DZIEŃ MĘŻCZYZNY

Stylizacja: Lucyna Sobieszek – LUCYSTYLE

Włosy: Karolina Terlińska i Michał  Salon MANIEWSKI

Materiał powstał w ramach książki i raportu BIZNES SIĘ NIE PODDAJE!

Robert Kocjan
Polecamy

Powiązane Artykuły