Żywy karp? Przemyśl to…

Świąteczne reklamy grają już w najlepsze. Trwa też walka o to, jaka ryba trafi na nasze stoły. Hodowcy dwoją się i troją, by przekonać nabywców do swoich karpi. Tymczasem obrońcy praw zwierząt odradzają kupno karpia z basenu. Co zrobisz?

„Jak co roku przed świętami kilka organizacji ekologicznych atakuje tradycję sprzedaży żywych karpi oraz ich spożywania podczas wigilijnej wieczerzy. Można to uznać za ekologiczną ignorancję, gdyż hodowla karpi to działalność sprzyjająca środowisku naturalnemu” – tak zaczyna się informacja prasowa rozsyłana na zlecenie Towarzystwa Promocji Ryb (TPR).

Sęk w tym, że nie o hodowlę chodzi ekologom. Nie znaleźliśmy dosłownie żadnej kampanii ekologicznej, która skierowana byłaby przeciwko hodowli karpi lub podważałaby korzyści dla ptactwa bytującego wśród stawów karpiowych. Są za to inicjatywy sprzeciwiające się wątpliwym standardom ich transportu, przechowywania i sprzedaży, ponieważ te czasami narażają karpie na długotrwałe i niepotrzebne cierpienie.

Nie chodzi o korzyści przyrodnicze z hodowli karpi

Choć TPR reklamuje hodowlę karpi jako przyjazną środowisku, to w rozsyłaniu materiałów promocyjnych nie chodzi wcale o walory akwakultur dla flory i fauny. Jak organizacja informuje na swojej stronie internetowej, promowanie karpia to jeden ze sposobów na ratowanie sprzedaży przed świętami. Kilka dużych sieci marketów zapowiedziało bowiem, że nie będzie dłużej sprzedawało żywych ryb, ponieważ coraz więcej klientów dostrzega nieludzkie traktowanie tych zwierząt.

„Dzisiaj w sytuacji ograniczania sprzedaży żywego karpia w wielkich sklepach sieciowych, nakazem chwili jest natychmiastowa odbudowa tradycyjnych rynków (małe sklepy, place, bazary), tak, by Polacy nie zostali na Wigilię bez karpi. Na wnioski przyjdzie czas w styczniu” – można przeczytać na stronie TPR.

A o co chodzi „obrońcom praw zwierząt”?

Hodowcy ryb na swojej stronie umieścili wyrażenie obrońcy praw zwierząt w cudzysłowie, poddając tym samym w wątpliwość intencje osób domagających się lepszego traktowania ryb. Tymczasem sytuacja jest dość prosta: nikt nie zakazuje hodowli ryb ani ich sprzedaży czy spożywania, chodzi jedynie o humanitarne warunki, by zwierzęta nie cierpiały niepotrzebnie.

– Sposób, w jaki odbywa się sprzedaż żywych karpi, ich późniejszy transport oraz ubój naraża te zwierzęta na olbrzymie cierpienie. W sklepach karpie przetrzymywane są w zbiornikach, w których często są stłoczone, poranione i nie mogą swobodnie pływać. Później są transportowane w plastikowych siatkach, w których nie mogą oddychać, a następnie zabijane przez osoby, które często nie mają w tym zakresie żadnego przeszkolenia, co prowadzi do dodatkowego i całkowicie zbędnego cierpienia. Badania naukowe, jak również wyrok Sądu Najwyższego w sprawie Fundacji Noga w Łapę, potwierdzają że ryby, podobnie jak inne zwierzęta, czują ból oraz że ryby nie są w stanie oddychać poza wodą, a wymiana gazowa przez powierzchnię skóry nie powinna być traktowana jako alternatywa dla pobytu w wodzie – wylicza Maria Madej ze Stowarzyszenia Otwarte Klatki. Przypomina też, że transport ryb często budzi poważne wątpliwości.

Tak, ryby czują ból i strach

Choć wciąż funkcjonuje mit, jakoby ryby nie odczuwały bólu ani strachu, badania naukowe wielokrotnie ten mit obalały. Eksperymenty brytyjskich badawczyń prof. Victorii Braithwaite i dr Lynne Sneddon raz po raz wskazywały, że ryby cierpią, że szukają ucieczki od bólu. Ich cierpienie może być odczuwane inaczej niż w przypadku ludzi (kręgowce odczuwają je różnie, zależnie od konstrukcji mózgu), ale jego istnienie nie jest już przedmiotem dyskusji.

Podobnie jest z lękiem. Ryby instynktownie odczuwają lęk w różnych sytuacjach, np. gdy innym przedstawicielom ich gatunku coś się dzieje. Mechanizm, jak wskazali badacze z Singapuru (pod przewodnictwem prof. Suresha Jesuthasana) kilka lat temu, jest stosunkowo prosty – rana na ciele jednej ryby wypuszcza do wody siarczan chondroityny, który następnie jest odbierany przez mózgi pozostałych ryb i odczytywany jako sygnał do ucieczki. Wystarczy więc, że przy transporcie (np. ręcznym przerzucaniu) część ryb dozna urazu, by wywołać strach u wszystkich sztuk w basenie. Można również mierzyć poziom hormonu stresu u ryb w zależności od sytuacji, więc twierdzenie, że nie mogą go odczuwać jest bezzasadne.

Podajemy celowo nazwiska autorów, ponieważ rzecznik prasowy hodowców karpi Zbigniew Szczepański najwyraźniej jeszcze nie wie, jaki jest naukowy konsensus w sprawie odczuwania bólu przez ryby.

– Słowo „cierpienie” jest w ostatnich latach dość niefrasobliwie nadużywane poprzez przypisywanie tego rodzaju odczuć m.in. rybom. Stereotyp ten, podważony jako emocjonalny, nie znajdujący uzasadnienia naukowego, jest powielany w mediach, co buduje wśród wielu osób bardzo negatywne nastawienie do sprzedaży żywych ryb – napisał Szczepański w odpowiedzi na naszą wiadomość.

Nie zgadzają się z nim nie tylko naukowcy analizujący pracę mózgów ryb (ci wymienieni powyżej), ale także lekarze wterynarii z American Veterinary Medical Association. „Sugestie, jakoby reakcje na ból u ryb były jedynie prymitywnymi refleksami, zostały obalone. […] Przeważające dowody naukowe wspierają stanowisko, że rybom należy się takie samo podejście, jak naziemnym kręgowcom, w kwestii ulgi od cierpienia” – napisała organizacja w 2013 roku.

Hodowcy wyciągają wnioski

Dla polskich akwakultur gra idzie o wysoką stawkę – wielu klientów wciąż chce kupować żywe ryby i mogą zrezygnować z karpia w ogóle, jeśli ma być mrożony. I choć hodowcy czują się dotknięci brakiem sprzedaży żywych ryb przez niektóre markety, to widzą też miejsce na poprawę w dystrybucji własnej.

Towarzystwo Promocji Ryb wydało broszurę dla wszystkich hodowców i sprzedawców ryb, w której jasno informuje, w jakich warunkach powinny być trzymane ryby sprzedawane jako żywe. Nie mniej niż 1 litr wody na 1 kg masy ryb, do tego woda musi być napowietrzona i nie rzadziej niż co 12 godzin jedna trzecia wody powinna być wymieniana. To wciąż bardzo mało, ale jakiś standard – zwłaszcza w porównaniu z obserwowanymi często publicznie warunkami, które są znacznie gorsze.

– Sprzedaż karpi prowadzona jest przez szereg podmiotów, począwszy od hodowców, poprzez handlowców indywidualnych, aż do sieci sklepów wielkopowierzchniowych. Wszystkich ich obowiązują te same zasady dobrostanu ryb, a w przypadku ich łamania powinny dosięgać stosowne konsekwencje – informuje Zbigniew Szczepański.

Na stronie internetowej jego organizacji przekaz brzmi nieco inaczej. „Wszyscy sprzedający żywe karpie powinni posiadać w tym temacie elementarną wiedzę, by nikt nie zarzucił nam łamania prawa i naruszenia dobrostanu ryb. Ataki „obrońców praw zwierząt” działających z różnych pobudek, utrudniają nam tę sprzedaż i tym atakom powinniśmy się zdecydowanie przeciwstawić.” Nie chodzi więc o dobrostan ryb – odmieniany przez wszystkie przypadki w broszurze – ale o sprzedaż.

Niestety, zgłaszanie łamania prawa zostaje klientom, ponieważ poza zaleceniami nie ma jasnego systemu weryfikacji, kto trzyma się standardów. Podobnie jak do klientów należy decyzja, czy chcą kupić żywą rybę. Główny Lekarz Weterynarii nie widzi problemu, ale zaleca jak najszybsze przenoszenie kupionej ryby, najlepiej w pojemniku z wodą. Obrońcy praw zwierząt przypominają, że karp bez wody się po prostu dusi, do tego zabijanie lepiej powierzyć specjalistom, których obowiązują zasady humanitarnego uboju.

– Sąd Najwyższy orzekł, że fakt, iż karp wytrzymuje bez wody, nie oznacza, że w tym czasie nie cierpi. – mówi Karolina Kuszlewicz, prawniczka i autorka bloga “W imieniu zwierząt” – Również samo utrzymywanie karpia w nienaturalnej pozycji ciała, w nadmiernej ciasnocie wprost narusza ustawę o ochronie zwierząt.

Michal Karas

Autor

Michal Karas

Polecamy

Powiązane Artykuły