Koronawirus a alkohol. Jaki masz teraz model picia?

Pandemia to kryzys, a każdy kryzys to silny wyzwalacz potrzeby radzenia sobie z nadmiarem negatywnych emocji. Alkohol to zaś powszechnie dostępna substancja euforyzująca, która krótkotrwale łagodzi napięcie. Przeprowadzone przez dr Andrzeja Silczuka z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie badanie potwierdza niepokojące zjawisko na temat związku między kryzysem a piciem. Zastanów się, jak teraz pijesz.

Proszę opowiedzieć o swoich badaniach, opublikowanych właśnie w Journal of Public Health.

Wyniki badania są pochodną mojego zainteresowania zdrowiem publicznym i regularnego monitorowania najnowszych doniesień w tej dziedzinie. Ostatnio pojawiły się liczne publikacje, które zwracały uwagę na ryzyko spożywania alkoholu w czasie pandemii. Sam w wypowiedziach publicznych często podkreślałem jak bardzo niebezpieczne może być ograniczanie ludzi do małych pomieszczeń, zamykania ich w mieszkaniach z gigantyczną deprecjacją wcześniejszych przyjemności, takich jak sport, spotkania towarzyskie, wydarzenia kulturowe i ograniczenie tego do zasobów podręcznych. Wiele osób narzekało na spadek aktywności ruchowej i powikłania metaboliczne wynikające choćby z objadania się, ale też ze spożywania alkoholu, który jest jedną z najstarszych, stosunkowo niedrogich substancji euforyzujących znanych ludzkości.

Zacząłem się zastanawiać czy to może mieć wpływ także na dotychczas zdrowych ludzi i jak może się to przekładać na ich zachowanie. Kiedy docierały do mnie informacje o tym, kto z moich znajomych trafił na kwarantannę, zacząłem podejrzewać, że taka izolacja może wpłynąć również na zachowania lekarzy. Postawiłem hipotezę badawczą i postanowiłem ją zweryfikować poprzez badanie ankietowe skierowane do koleżanek i kolegów, którzy doświadczyli kwarantanny. W ankiecie pytałem o ich funkcjonowanie w tym trudnym czasie.

Nie było problemu ze zdobyciem tych danych? Lekarze to dość hermetyczne środowisko.

Mówimy o grupie szczególnej, która narażona jest i na oceny i na lęk przed odsłanianiem się, w związku z tym stworzyłem narzędzie anonimowe, używając kwestionariusza arkuszowego poprzez ankietę online, która nie pobierała żadnych danych identyfikujących lekarza. Zadbałem też o to, aby w samym kwestionariuszu nie tworzyć zmiennych łatwo identyfikowalnych poprzez kontekst. Badanie miało dosyć prosty model – nie badało tego, jak koledzy i koleżanki lekarze używali alkoholu wcześniej; lekarz biorący udział w badaniu sam określał, czy jego dotychczasowy model picia zmienił się w czasie kwarantanny, a jeśli tak, to w jaki sposób – poprzez zmniejszenie czy zwiększenie spożywania.

Interesowała nas sama zmiana tego zachowania. Docierałem do lekarzy na dwa sposoby: poprzez swoich znajomych ze wszystkich ośrodków akademickich w Polsce z prośbą, aby przekazywali ankietę z moim listem przewodnim znanym sobie lekarzom przebywającym na kwarantannie oraz poprzez listy mailingowe, grupy społecznościowe i fora internetowe oraz inne systemy, np. PromoSense Voice of Doctors. Oczywiście ograniczeniem jakie występuje w takich okolicznościach jest to, że nie mam pewności czy odpowiedzi udzielali na pewno lekarze, którzy byli w kwarantannie, ale zakładam, że tak.

Jak dużo osób odpowiedziało na pana prośbę?

Wypełnione ankiety dostałem od 117 osób, z czego cztery wyniki musiałem wyłączyć ze względu na dane wewnętrznie sprzeczne. Biorąc pod uwagę, że w kwietniu medyków (łącznie pielęgniarek, ratowników oraz lekarzy) poddanych kwarantannie według oficjalnych statystyk było ok. 4 tys. wydaje mi się, że udało się namówić do badania dość dużą grupę.

I co wyszło w tych badaniach? 

Najprostszym podsumowaniem jest to, że spośród osób, które udzieliły odpowiedzi, co druga zauważyła u siebie znaczne zwiększenie spożycia alkoholu w czasie kwarantanny. W porównaniach pomiędzy płciami i wiekiem wyszło, że większą reprezentację w tej grupie stanowiły młodsze kobiety i starsi mężczyźni.

Można to tłumaczyć w różny sposób – w niektórych pracach podkreśla się, że młodsze kobiety w sytuacjach kryzysowych mają tendencję do regulowania emocji i radzenia sobie ze stresem właśnie poprzez spożywanie alkoholu. Natomiast u mężczyzn można doszukiwać się luźnych skojarzeń w tym, że wraz wiekiem liczba lat spożywania alkoholu rośnie, w związku z tym w sprzyjających okolicznościach łatwiej jest stracić nad tym kontrolę.

Ale to nie wszystko – osoby na kwarantannie zostały zwolnione z obowiązków codziennej rutyny, jazdy samochodem do pracy, bycia w gotowości zawodowej, której lekarze poddawani są przewlekle. Nagle okazało się, że mieli dużo wolnego czasu i pojawiło się u nich przyzwolenie na spożywanie większej ilości alkoholu. Pytani o motywację w pytaniach otwartych często udzielali odpowiedzi, że bali się, że czuli niepewność i niestabilność, obawę o swoje zdrowie, że nie czuli się właściwie informowani na temat tego co się dzieje i jakie będą tego konsekwencje, że bardzo długo czekali na wyniki badań, że zaczęli dysponować nagle dużo większym czasem, który musieli zagospodarować i że nie musieli realizować obowiązków zawodowych.

Niektórzy mówili: piję bo lubię wino, ale to były pojedyncze osoby. Większość odpowiedzi dotyczyło jednak poczucia lęku, niepewności i bezradności, która w zawodzie lekarza jest jednym z najsilniejszych stresorów.  My bardzo nie lubimy czuć się bezradni i zależni. Nasz zawód, pacjenci, społeczeństwo wymagają od nas abyśmy byli zaradni, więc gdy sami stajemy się pacjentami, to jest to uczucie niezwykle odzierające z czynników budujących poczucie wartości i odporności na stres.

Czy to oznacza, że epidemia sprzyja piciu? Pewnie większość ludzi, nie tylko lekarze, trafiając na kwarantannę, ma podobne odczucia.

Jedną z moich motywacji, żeby zbadać grupę lekarzy było to, że w większości publikacji stwierdzano, że istnieje takie ryzyko, iż w kwarantannie będziemy więcej pili i że powinniśmy temu zaradzić. I na tym koniec. Tymczasem ja chciałbym, aby wybrzmiało to, że lekarze, pielęgniarki, ratownicy medyczni są  grupą, na którą należy zwrócić szczególną uwagę, bo jest na tyle istotna w zaopatrywaniu epidemii, że trudno będzie zignorować gdyby np. okazało się, że spożywanie alkoholu spowoduje ich większą absencję w pracy, albo występowanie chorób wtórnych, co wyeliminuje ich na jakiś czas z pracy.

Chciałbym natomiast podkreślić, że to nie sama epidemia sprzyja nadużywaniu alkoholu, tylko niemalże każdy kryzys jest silnym wyzwalaczem potrzeby radzenia sobie z nadmiarem negatywnych emocji. Jeśli przejrzymy historię ostatnich dekad, to zauważymy, że kryzys ekonomiczny w Grecji, poprzednia epidemia SARS, zamach terrorystyczny na World Trade Center spowodowały  zwiększenie się liczby osób uzależnionych od alkoholu. Szczególnie przerażające były wyniki badania opisujące wielotysięczną grupę osób, które doświadczyły traumy po WTC. Dlaczego? Ponieważ przeżycie kryzysu wiąże się z utratami, a utraty to są traumy, które wywołują szereg emocji od depresji po nasilenie zespołów lękowych, wahanie nastrojów, złość, frustrację, bezradność.

Jeśli dołączymy do tego konsekwencje ekonomiczne – również, gdy część z tych osób z powodu nasilenia objawów psychopatologicznych nie jest w stanie pracować, jeżeli dołączymy do tego informację, że ten kryzys nie dotyczy tylko tej jednej jednostki, ale całego systemu, to doświadczenie utrat wiąże się z przeżywaniem ich przez kolejne lata i wtedy to cała populacja musi dźwignąć emocje, na które nie była przygotowana. Aktualna pandemia też jest takim nowym populacyjnym doświadczeniem. Poza pokoleniem dzisiejszych 80-, 90-cio latków nikt z nas nie doświadczył dotychczas tak dużego ładunku niepokoju, lęku lub obawy o bezpośrednie zagrożenia życia. Tylko osoby, które przeżyły okupację mogą mówić, że miały tego typu doświadczenie i prawdopodobnie one najlepiej radziły sobie emocjonalnie z tą epidemią.

Dlaczego to tak wyjątkowo trudne?

Proszę zwrócić uwagę, że w kryzysach, gdy emocji jest bardzo dużo, najczęściej mamy tendencję do wzruszania się, spotykania się, reagowania poprzez mniejsze lub większe działania grup społecznych. We wszystkich trudnych czasach ludzie się gromadzili, można sobie przypomnieć wiele wydarzeń, kiedy ludzie spotykali się spontanicznie, żeby razem postać, poczuwać, pośpiewać. Tutaj było wyjątkowo. Ponieważ pojawił się kryzys i nakaz, żeby się izolować. Zasób rozładowywania stresu poprzez kontakty z ludźmi został formalnie, ze względu na charakter tego kryzysu zabrany. I w takiej sytuacji tych emocji jest bardzo dużo, na tyle dużo, że nie radzimy sobie z nimi, więc może pojawiać się potrzeba rozładowywania napięcia w inny sposób.

Czy to oznacza, że w najbliższym czasie możemy spodziewać się większej liczby osób, które będą miały problem alkoholowy?

Tak mówi historia. Istnieje dużo publikacji, które zwracają uwagę na to, że za dużymi kryzysami stało zwiększenie liczby osób spożywających alkohol. A liczba uzależnionych zawsze jest pochodną osób spożywających.

Czy są jakieś naukowe wyznaczniki problemu? Kiedy osoba pijąca alkohol powinna poczuć się zaniepokojona swoim piciem?

W publikacjach powtarza się bezpieczna norma spożycia alkoholu dla mężczyzn i dla kobiet. Uważam jednak, że trzeba być w tym racjonalnym. Z punktu widzenia neurobiologii nie ma bezpiecznej porcji alkoholu – dla mózgu alkohol zawsze będzie neurotoksyczny, podobnie jak szkodliwy jest dla wątroby. Założenie, że istnieje bezpieczna porcja alkoholu, którą można spożywać, jest złudne.

Ponadto, jeśli ktokolwiek ze spożywających alkohol zacznie zastanawiać się, czy jego spożycie jest bezpieczne, to może być już pierwszy sygnał, że coś jest nie tak. A ponieważ nie funkcjonujemy jak satelity, lecz jesteśmy osadzeni w grupie społecznej, otoczenie może i powinno wysyłać nam sygnały. Bądźmy na nie otwarci. Ktoś z rodziny, kolegów, czy choćby lekarz rodzinny może nam w którymś momencie powiedzieć: „Wydaje ci się, że pijesz zbyt często, twoje picie chyba przestaje być dla ciebie bezpieczne”, albo: „Znowu widzę cię z piwem, czy to dobry pomysł?”

Gdy pojawiają się tego typu komunikaty, zazwyczaj zwiastują problem, choć oczywiście mogą też pochodzić od osoby przewrażliwionej na punkcie picia alkoholu. Warto jednak zastanowić, czy interwencja tej osoby nie jest podyktowana życzliwością i zaniepokojeniem i zweryfikować, czy nie należałoby przywrócić higienicznego porządku.

Jeśli używamy substancji psychoaktywnej jaką jest alkohol, żeby umniejszyć nasilenie lęku, dyskomfortu lub smutku, albo spowodować, że łatwiej będzie nam się wyciszyć i zasnąć wieczorem, to alkohol zastępuje w tym momencie leki. Tyle tylko, że lek stosowany wyłącznie na objawy nie prowadzi do leczenia, a może spowodować pogłębienie się objawów.

Jeśli ktokolwiek ma wątpliwości czy jego spożywanie jest bezpieczne może wykonać sobie jeden z dostępnych testów przesiewowych: CAGE lub AUDIT. One nie diagnozują samego uzależnienia od alkoholu, ale sugerują potrzebę pogłębienia diagnozy, dają informację, czy znajdujemy się w grupie ryzyka osób pijących szkodliwie. A dodatkowo wykonanie takiego testu może stanowić źródło autorefleksji, więc warto. Wynik badania sugeruje, czy powinniśmy pogłębić diagnozę w poradni lub gabinecie specjalistycznym – u psychiatry lub terapeuty uzależnień.

Kwarantanna to trudne doświadczenie także dla osób już uzależnionych od alkoholu. Co izolacja oznaczała dla nich?

Niewątpliwie ludzie, którzy doświadczyli izolacji czy wręcz trafili do szpitala z powodu zachorowania na COVID, nie byli na to przygotowani. Trzeba też sobie jasno powiedzieć, że nie było możliwości zapewnienia im całościowej opieki psychologicznej. W tej grupie znalazły się także osoby uzależnione, które z dnia na dzień wypadły z procesu terapeutycznego, a także wieloletni abstynenci korzystający ze wsparcia grup samopomocowych typu AA. To mogło a nawet musiało być trudne.

Choć nikt nie był  przygotowany na pandemię jeśli chodzi o rozwiązania systemowe dość szybko ośrodki dbające o bezpieczeństwo swoich pacjentów postarały się o zorganizowanie zdalnych świadczeń leczniczych i terapeutycznych. Raczkująca dotychczas procedura korzystania z telemedycyny stała się równoważnym dodatkowym narzędziem. Dzięki temu w jakimś stopniu udało się zmniejszyć możliwe konsekwencje dla populacji osób chorujących.

Warto jednak w tym miejscu zwrócić uwagę na tzw. ostre zespoły abstynencyjne, które występowały w czasie kwarantanny. Osoby uzależnione, które nagle zostały zamknięte w mieszkaniu z zakazem jego opuszczania nie mogły zorganizować sobie alkoholu i w związku z tym musiały drastycznie ograniczyć picie lub wręcz przestać pić. Wciąż mamy zbyt mało danych na ten temat, póki co pojawiły się jedynie pojedyncze badania po których trudno o uogólnienia, jednak na pewno w czasie tej pandemii rozegrało się wiele dramatów związanych z przymusowym, nagłym rzucaniem picia.

Na pewno więc warto, wykorzystując teraz zdobytą wiedzę, przygotować się na tego typu sytuacje, stworzyć systemy i programy oddziaływań terapeutycznych w warunkach izolacji. Szczególnie, że większość osób wymagających leczenia przewlekłego, w każdym sektorze medycyny, w czasie pandemii nagle straciło możliwość zdrowienia.

Natomiast wracając do badania – miało ono skupić uwagę na grupach kluczowych. Gdy dochodzimy do etapu, gdy już nie tylko tzw. zwykły Kowalski nadużywa alkoholu, ale osoba, która mogłaby świadczyć pomoc, której potrzebujemy to oznacza, że musimy na tę grupę zwrócić szczególną uwagę. Osoby kluczowe dla zaopatrywania danego kryzysu, choć na co dzień zajmują się medycyną, sami też potrzebują wsparcia psychologicznego w czasie odosobnienia, a także dobrej, rzetelnej informacji o technikach radzenia sobie  z lękiem.

Warto zadbać o profilaktykę uzależnień, o to, żeby tłumaczyć ludziom, że nawet dwutygodniowe używanie alkoholu, które wcześniej wydawało się być społecznie akceptowalne i dopuszczalne (np. w czasie urlopu), gdy dodatkowo mamy potężny ładunek stresu, może już na tym etapie przynieść daleko idące konsekwencje: od budowania szlaku nagrody do powikłań metabolicznych takich jak np. zapalenie trzustki. 

Monika Wysocka, zdrowie.pap.pl

W przyszłym tygodniu opublikujemy opis rezultatów badania dr. Silczuka

Fot. PAP/archiwum prywatne dr. Silczuka

Dr n. med. Andrzej Silczuk, psychiatra,

Członek Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego oraz Polskiego Towarzystwa Badań nad Uzależnieniami. Kieruje Zakładem  Profilaktyki i Leczenia Uzależnień w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Współpracował z warszawskim Ośrodkiem Interwencji Kryzysowej, Grupą Synapsis, zespołem terapeutycznym współtworzącym Ośrodek Zdrowia Psychicznego i Problemów Rodzinnych. Obecnie prowadzi praktykę prywatną w Centrum Psychiatrii i Psychoterapii Mała Łąka w Warszawie, oferując leczenie psychiatryczne. Współpracował z Polską Akademią Nauk, Polsko-Niemieckim Instytutem Terapii Uzależnień, Państwową Agencją Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, Krajowym Biurem Przeciwdziałania Narkomanii, Centrum Medycznym Kształcenia Podyplomowego.

Piotr Sztompke
Polecamy

Powiązane Artykuły