Janusz Radek: Nie jestem dziwny

Wrażliwy, niebanalny artysta, niepokorny intelektualnie mężczyzna, fascynujący człowiek. Unika gotowych odpowiedzi, szablonów i stereotypów. Tylko u nas niebanalny wywiad z Januszem Radkiem – artystą, który jako jeden z nielicznych może pochwalić się własnym gatunkiem muzycznym o nazwie „Janusz Radek”

Jakich szablonów nie lubi Janusz Radek?
Janusz Radek: W naszym kraju nie ma tak zwanego „złotego środka”. Z jednej strony mamy tępe przywiązania do tradycji. Po drugiej stronie – nieco bezzębną alternatywę, która wprawdzie jest, ale nie wie, po co. Lubi być mega – samotna albo mega wyzwolona albo mega – walcząca, ale nie bardzo jest z kim walczyć. Bo przecież brzuszek pełny i pieniążki jakieś tam są. Widać to na przykładzie niektórych alternatywnych zespołów, choćby rockowych. Na wakacje jeżdżą na Majorkę, ale na scenie walczą i śpiewają o brudnych ulicach. Rozmawiam z kolegą i on opowiada: „Ja jestem rokendrolowcem, a oni mnie stłamsili, oskarżyli”. Pytam, co się stało? A on na to: „No wiesz w hotelu była bania, wziąłem keczup i maznąłem nim po ścianie, a oni mnie oskarżyli, więc z nimi walczę”. I to jest ten ich rock’n’roll…

Gdzie w takim razie jest miejsce na autentyzm na polskiej scenie muzycznej?
Nie ma go zbyt wiele. Moim zdaniem, nie można być buntownikiem mając 60 lat, wypasiony samochód, bardzo ładny domek w Tatrzańskim Parku Narodowym, wpadać na scenę w kurtce z dziurą i śpiewać „mam to wszystko w d…, walczę, tylko prawda”. Z drugiej strony mamy taką Masłowską, która nigdy w życiu nie przeżyła tego, co opisuje w swoich książkach, ale jest świetnym obserwatorem. Znalazła sposób na bardzo wszechstronną wypowiedź, która trafia do każdego – inteligenta i chama z bloków. W ten sam sposób postrzega świat Lech Janerka, o którym można powiedzieć, że jest rokendrolowcem pełną gębą. On nie udaje. Ogląda rzeczywistość z ostatniego piętra wieżowca we Wrocławiu, gdzie mieszka, i na planie tego, co zobaczy, z kim się spotka, co spostrzeże – pisze piosenki. I to są, moim zdaniem, ludzie autentyczni.

A jak ty postrzegasz siebie w roli twórcy? Grasz czy jesteś autentyczny?
Kiedy wychodzę na scenę, to moim założeniem jest opowiedzieć o rzeczach ważnych i prawdziwych, ale w sposób przetworzony. Bo kiedy potrzebuję prawd, to idę, otwieram biblię i tam wszystko jest napisane, choć też nie do końca wprost.

Jak zdefiniowałbyś showbiznes?
Polski, tak zwany, showbiznes, musi być taki, jak Doda. Nie podzielam krytyki jej osoby. Jest rewelacyjna. Ma kawał głosu. Dobrze wygląda. To, że ma również braki w wychowaniu, to jej sprawa. Każdy ma braki, a ona akurat w tej dziedzinie.

Czy jest coś, co się w tym świecie śmieszy?
To, że ludzie chcą być dziwni. To jeszcze jedna rzecz, która wiąże się dziś z ekstrawagancją. Oglądam wywiad z pewną artystką. Pada pytanie: „Jak się pani czuje?”. „ Dziwnie” – odpowiada. „Ale dlaczego?” I na to pytanie artystka już nie potrafi odpowiedzieć. Jak ktoś nie potrafi siebie opisać, przedstawić, wyartykułować, to nie jest tym, o kim mówi. Bycie ekstrawaganckim i jednocześnie mówienie prawdy jest dziś bardzo wątpliwe. Można tylko inspirować: samego siebie i ludzi dookoła. I na tym chyba chciałbym poprzestać. Najciekawsza jest inność. Mógłbym spokojnie nagrać płytę w każdym gatunku, ale po co? Po co mam być podobny do Nickelbacka? Nie muszę robić piosenek, które będą się podobać wszystkim. Wolę zajmować się tym, co mnie fascynuje i być może zafascynuje innych.

Tęsknisz za oryginalnością w polskiej muzyce?
Wolność bywa rozumiana w Polsce jako kult jednostki na zasadzie „Mogę wszystko. Mogę zdjąć spodnie w miejscu publicznym, bo mam taką potrzebę”. Takie myślenie, szukanie swojej indywidualności w pewnej modzie, jest śmieszne. Ja uważam, że powinno się jej szukać w swoim intelekcie, w swojej wrażliwości, w swoim smaku, w masie swoich zalet. Każdy je ma, tylko niektórym nie chce się szukać, wolą włożyć się w gotowy szablon, bo tak jest wygodniej. Są w Polsce zespoły, które grają jak Radiohead, ale ja wolę posłuchać ich w oryginale. Oczywiście nie jesteśmy wolni od naleciałości, od pewnych powtórzeń. Bądźmy oryginalni, a poprzez to inni, ciekawi. Nie „letni”. Zmienność temperatury świadczy o tym, że jesteśmy głodni i poszukujemy. A jeśli wciąż będziemy wchodzić w szablony to zostaniemy montownią Europy. Nie będziemy mieć ludzi, którzy tworzą nowe rzeczy.

Nie lubimy się wyróżniać?
Wiele osób myśli, że nie może grać inaczej, bo nikt nie przyjdzie na koncert, nikt ich wyda im płyty, nie sprzeda ich singla. A taki artysta ma rodzinę, musi z czegoś żyć. Bardzo to banalne i proste. Mam to szczęście, że jest wystarczająca ilość ludzi, która przychodzi mnie słuchać i kupuje moje płyty. Mogę tworzyć, to co chcę, robić rzeczy niezależne „od targetu”. I nie dlatego, że jestem taki bezkompromisowy. Staram się od siedmiu lat, by to, co tworzę, mieściło się w kategorii Janusz Radek.

Co to znaczy być prawdziwym mężczyzną? Według kategorii Janusza Radka?
To pojecie łączy się z pewną modą i obyczajowością. W jednym i drugim liczy się smak. Jeśli włożę do garnka 5 tysięcy przypraw, pomieszam wołowinę z papaję, to będzie bardzo ekstrawagancka potrawa, bardzo nowoczesna, dziwna, ale czy smaczna? Wystarczy, że pomieszam dwa, często sprzeczne ze sobą składniki. Wyjdzie coś równie dziwnego ale z wyraźnym smakiem.

We współczesnym świecie to faceci postrzegani są jako słabsza płeć. Zgadzasz się z tym?
Do niedawna liczyła się przede wszystkim siła mięsni. Potem nastąpiła era pary, węgla, ropy naftowej. Teraz mamy erę internetu, informacji, intelektu, synchronizacji, organizacji. Okazuje się, że lepiej zorganizowane są kobiety. One są menadżerami, potrafią rozpisać kolejność działań, robią to perfekcyjnie. Nie mamy zbyt wiele wolnego czasu, a ci którzy nim gospodarują są lepsi. Przez setki lat to wy się tym zajmowałyście. Gospodarowaniem czasem, więc macie o wiele większe doświadczenie (śmiech). W dzisiejszym świecie organizacja jest produktem, na którym można zarobić. A jeśli można na tym zarobić, to ci którzy to robią, są w cenie.

Powtarzasz często, że warto mieć w sobie coś z chłopca…
Coraz częściej przekonuje się o tym, że chłopięcość facetów ma swoje wady i zalety. Główną zaletą jest to, że dzięki chłopięcości są wciąż ciekawi, myślą twórczo, abstrakcyjnie. To jest motorem ich działania. Chłopięcość ma też złe strony przejawiające się w nieracjonalności myślenia. Faceci gubią przez to wątek. Kobiety maja chyba odwrotnie.

Kobiety powinny twardo stąpać po ziemi?
Analityczne myślenie kobiet powoduje, że jesteście bardziej przebiegle, poukładane, lepiej myślące. Wasza konstrukcja myślenia jest tak racjonalna, że zapominacie o abstrakcyjnym myśleniu. My mężczyźni patrzymy wielkim obłokiem, a wy macie napisane litery. Jak w dobrym komiksie. Jedno z drugim się łączy i jest rewelacyjnie…

Joanna Jałowiec, Aneta Zadroga

Redakcja Magazynu
Polecamy

Powiązane Artykuły