Górska pasja

Gdyby za każdym razem, kiedy ktoś zadaje mi to pytanie, ubywał mi kilogram ciała, nie musiałbym dbać o dietę i zwracać uwagi na to co jem. Zmęczyć się w trakcie wychodzenia na górę po to, żeby za chwilę zejść w dół. Gdzie tu jest sens? Po co to wszystko?

A jaki jest sens wypychania sztangi obciążonej talerzami? Po co powtarzać do upadłego niezliczone serie podciągania przeplatane z burpees? Na pewno usłyszę, że to wszystko dla samego siebie, dla uzyskania wymarzonej sylwetki i poprawy samopoczucia. Otóż z górami jest dokładnie tak samo. Z czasem i jedno i drugie staje się twoim uzależnieniem, a takie pasje należy pielęgnować, najlepiej w formie odpowiedniego treningu. Należy pamiętać, że im góry wyższe, tym więcej pracy należy włożyć w przygotowania.

Co dalej?
U każdego przychodzi taki moment, kiedy zastanawia się co dalej. Co zrobić, aby zaspokoić coraz to większe wymagania organizmu i umysłu. Podstawowy trening już nie wystarcza, godzina na siłowni to za mało, a do tej pory odwiedzane góry są za niskie. To idealny moment na ustanowienie nowego celu, wyzwania, które wymagać będzie większej pracy niż dotychczas, ale i nagroda za osiągnięty wynik będzie znacznie wyższa.
Pamiętam, gdy niespełna dwa lata temu podjąłem decyzję o kierunku mojej kolejnej wyprawy – Mont Blanc, najwyższy szczyt Alp o wysokości 4 809 metrów nad poziomem morza. Wiązało się z tym dużo nowych doznań i przeżyć – nocleg i długotrwała wędrówka na lodowcu, wysokość prawie dwa razy większa niż moje dotychczasowe doświadczenia górskie i wreszcie to, co najgorsze – choroba wysokogórska, która pojawia się mniej więcej od wysokości 2 500 metrów. Mont Blanc udało się zdobyć latem 2015 roku, ale kosztował mnie on wiele wysiłku. Po wyprawie śmiało mogłem stwierdzić, że nigdy nie doprowadziłem organizmu do takiego poziomu zmęczenia, jak w trakcie ataku szczytowego. Składało się na to wiele czynników: choroba wysokościowa, niewystarczające przygotowanie oraz zbędny pośpiech. Jedno było pewne. Na większych wysokościach może już nie być tak łatwo. Góry nie wybaczają błędów, należało zatem wyciągnąć wnioski i odpowiednio przygotować się do kolejnej wyprawy.

Trening czyni mistrza
Cel na ten rok został wybrany jeszcze w Alpach. Padło na górę Elbrus (5 642 m n.p.m), najwyższy szczyt Kaukazu, pasma na granicy Rosji i Gruzji. Ze względu na położenie, to właśnie Elbrus jest uznawany w środowisku górskim za najwyższy szczyt Europy, jest on zatem obowiązkowym punktem każdego, kto aspiruje do zdobycia Korony Ziemi (najwyższych szczytów na poszczególnych kontynentach).

Jak przygotować się do takiej ekspedycji?
Wyprawa na wysokość ponad 5 tysięcy metrów oznacza dla organizmu trekking z dużym obciążeniem na plecach (około 25-30 kilogramów), pokonywanie dużych różnic wysokości w krótkim czasie oraz problem z wydolnością, związany z chorobą wysokościową. Każdy z tych czynników wiąże się z innym przygotowaniem. Na niektóre mamy większy wpływ, na inne mniejszy, trzeba jednak wykorzystać każdą okazję, żeby maksymalnie ułatwić sobie wejście poprzez odpowiedni trening.
Nawet najlepiej spakowany i skompresowany plecak sam nie wyniesie się do obozu. Elbrus nie ugości nas wygodnymi i dobrze zaopatrzonymi schroniskami na swoich zboczach. Cały dobytek musimy zabrać ze sobą na plecach. Namiot, śpiwór, odzież, jedzenie, kuchenka i wiele innych niezbędników, zazwyczaj stanowi ciężar o masie około 25 kilogramów. Wszystko trzeba wynieść co najmniej do ostatniego obozu, czyli na wysokość około 4 800 metrów, skąd nastąpi atak szczytowy. W trakcie takiego marszu plecy oraz ramiona muszą wykonać dużo pracy, żeby wszystko udźwignąć. Nie ma nic gorszego niż ból ramion spowodowany dużym naciskiem ramiączek plecaka. Dlatego właśnie współczesne plecaki i systemy nośne pozwalają na odciążenie górnej części tułowia poprzez zastosowanie grubych pasów biodrowych. Te, odpowiednio ściągnięte i wyregulowane, pozwalają przenieść znaczną część ciężaru na biodra i brzuch. Aby zatem jak najmocniej zniwelować problem bolących ramion i pleców, trening przygotowawczy skupiać powinien się na obszarach, które są najbardziej eksploatowane przez plecak: ramiona, barki, plecy, brzuch.
Drugi element to praca nóg, bo ostatecznie to one wnoszą cały ciężar metr za metrem. Dojście do ostatniego obozu to dopiero początek. Finalny etap to wycieńczająca wędrówka na szczyt, w trakcie której pokonywana jest duża różnica wysokości w krótkim czasie (około 1 000 – 1 500 metrów). Nie pomaga tutaj nawet fakt, że zazwyczaj plecak jest znacznie lżejszy niż na początku trasy, większość rzeczy zostaje przecież w namiocie w obozie. Długotrwała wędrówka po nachylonym stoku w nienaturalnych warunkach wymaga dobrze rozwiniętych mięśni ud, łydek i pośladków. Zwykłe bieganie po mieście tutaj nie wystarczy. W trakcie treningu skupić należy się na mięśniach wykonujących pracę podczas wchodzenia po schodach czy też podchodzenia pod górę (analogicznie schodzenia w dół). Idealnie nadają się do tego podbiegi czy też steper. Warto poświęcić również trochę czasu na tradycyjny trening siłowy nóg angażujący uda oraz łydki.

Choroba wysokościowa
Czynnik najmocniej utrudniający osiągnięcie celu w górach wysokich to zdecydowanie choroba wysokościowa. Problem tym większy, że nie ma na nią idealnej recepty. Choroba ta jest zespołem wielu dolegliwości wynikających z braku odpowiedniej adaptacji do warunków panujących na dużych wysokościach. W pierwszej kolejności przejawia się zazwyczaj w postaci nudności, bólu głowy, senności, ogromnego zmęczenia i osłabienia. Głównym powodem tego stanu jest mniejsza dostępność tlenu w związku z rozrzedzaniem atmosfery. Trudno zatem na nizinach przygotować się do takich warunków. Można ćwiczyć wydolność, ale na nic się to nie zda, jeżeli nie będziemy przebywać na wyższych wysokościach. Dopiero w takich warunkach organizm jest w stanie zaadaptować się do wymaganej sytuacji. Podstawową zasadą aklimatyzacji jest zdobywanie wysokości stopniowo, podchodzenie i zawracanie tak, aby ciało mogło przystosować się do wysokości. Należy również dbać o odpowiednie nawadnianie organizmu i nie lekceważyć pierwszych poważniejszych symptomów choroby (pogorszenie koncentracji, omdlenia, obrzęk płuc). W takim przypadku zaleca się jak najszybsze zejście na niższe wysokości. Na nic zatem nie przydadzą się treningi nóg i pleców jeżeli odpowiednio nie zadbamy o aklimatyzację na wyższych partiach gór.

Górska siłownia
Góry, tak samo jak trening na siłowni czy inna forma aktywności, wymagają dyscypliny. Przychodzi moment, w którym, aby osiągnąć kolejny cel, należy poświęcić dużo pracy i wysiłku. Na szczęście dla kogoś, kto z pasją podchodzi zarówno do zdobywania szczytów jak i wylewania litrów potu podczas treningu, jest to sama przyjemność. Dlaczego zatem chodzę po górach? Bo są! A dlaczego chodzę na siłownię, pływam na basenie, biegam po górkach i schodach? Bo lubię i daje mi to ogrom satysfakcji, a jednocześnie pomaga w osiąganiu coraz wyższych celów.

Tomasz Habdas

Piotr Sztompke
Polecamy

Powiązane Artykuły