Cały świat w internecie

Głośnik przeczyta wiadomości czy zrobi zakupy, lodówka zamówi jedzenie, parking poinformuje o wolnych miejscach – oto niektóre odsłony internetu rzeczy. O tym, czego można się spodziewać po smart-urządzeniach, mówi dr Alek Tarkowski z fundacji Centrum Cyfrowe.

PAP Nauka w Polsce: Internet rzeczy – to brzmi trochę zagadkowo, trochę dziwnie, a trochę zwyczajnie. Co tak naprawdę kryje się za tym pojęciem?

Dr Alek Tarkowski, prezes fundacji Centrum Cyfrowe, zajmującej się społecznym wymiarem technologii: Kluczowa jest zbitka tych dwóch prostych słów. Z jednej strony nadal mówimy o internecie, czyli o sieci telekomunikacyjnej, w której krążą różne treści i dane. Jednak druga część nazwy wskazuje, że sieć przestaje łączyć tylko urządzenia komunikacyjne czy informatyczne, takie jak komputer czy telefon. Zaczynają być do niej włączane przeróżne urządzenia, które dziesięć czy dwadzieścia lat temu nie kojarzyły nam się w ogóle z internetem.

Można tu wydzielić dwie kategorie. Pierwsza z nich to tzw. inteligentne przedmioty. Wiele osób widziało zapewne reklamę mówiącej lodówki. To oczywiście wymyślony scenariusz, ale dobrze oddaje ideę internetu rzeczy. Inteligentne przedmioty zaczynają odbierać i przesyłać informacje. Na przykład lodówka może wykryć, że staje się pusta – i zamówić odpowiednie produkty. Można tu wymienić też np. samochody, które już dzisiaj dzięki łączności z siecią mają wiele nowych funkcji, a niedługo mogą się stać całkiem autonomiczne. Miejskie hulajnogi to też internet rzeczy. Druga kategoria jest mniej widoczna. To różnego rodzaju czujniki, np. detektory ruchu, smogu, kamery miejskie. Internet rzeczy pojawia się więc we wszystkich sferach życia.

NwP: Mówi się o nim już od dawna. A jednak nie stał się dotąd wyraźnie zauważalną częścią życia.

AT: Rzeczywiście można odnieść wrażenie, że to się jeszcze nie dzieje. Na świecie jest jednak coraz więcej takich rozwiązań, w których – za pomocą algorytmów osadzonych w przedmiotach i systemach – stają się one „smart”. Analizujemy je w najnowszym raporcie pt. „AlgoPolska. Zautomatyzowane podejmowanie decyzji w służbie społeczeństwu”.

Polska potrzebuje dziesięciu lub więcej lat, aby dotarły do niej trendy z Zachodu. W USA na przykład już 25 proc. domów ma tzw. inteligentne głośniki, takie jak Google Home czy Amazon Alexa. Można z nimi rozmawiać w naturalnym języku i z ich pomocą sprawdzić pogodę, wybrać muzykę czy zrobić proste zakupy. Tymczasem w Polsce jest to wciąż mało popularne, po części dlatego, że głośniki nie obsługują polskiego języka. Decydują więc głównie czynniki rynkowe, przyzwyczajenia ludzi – a nie kwestie technologiczne.

Analogicznie np. Warszawa jest mniej „inteligentnym” miastem niż podobne, zachodnie metropolie. To opóźnienie daje nam zresztą szansę, by zorganizować internet rzeczy w sposób mądrzejszy, bardziej zrównoważony.

Pamiętajmy jednak, że prawie wszyscy mamy komórki pełne różnych czujników. Do tego można dodać inteligentne zegarki czy urządzenia do fitnessu. Te gadżety są już powszechne także w Polsce, a są ważną częścią internetu rzeczy.

NwP: A jeśli chodzi o smarty system-city?

AT: Najmniej widzimy całościowych systemów przeznaczonych dla miast, ponieważ wiążą się z tym największe inwestycje. Zresztą one mogą się w naszym kraju jeszcze nie przyjąć. Pilotaż polskiego smart city miał być przeprowadzony w Kazimierzu Dolnym. Został zawieszony ze względu na protesty mieszkańców. Polskie metropolie nie spieszą się z wdrażaniem wizji smart city – choć widać pierwsze sygnały nadchodzącej zmiany. Warszawa właśnie opracowuje politykę transformacji cyfrowej, określającej zasady wdrażania takich systemów.

NwP: Coraz szybciej rozwijają się technologie sprzyjające internetowi rzeczy, np. sztuczna inteligencja. Na ile w niedalekiej przyszłości włączone do sieci przedmioty staną się inteligentne?

AT: Przede wszystkim trzeba ostrożnie podchodzić do terminu „sztuczna inteligencja”. Kryje się za nim zarówno wizja inteligencji zachowującej się podobnie do człowieka – do czego jeszcze bardzo daleko – jak i umowna inteligencja, która uczyni różne przedmioty bardziej responsywnymi. Wątpię, aby za mojego życia możliwa była filozoficzna rozmowa z elektronicznym asystentem, ale przeprowadzenie niezobowiązującej rozmowy jest już właściwie możliwe. Większość komórek ma dzisiaj inteligentnego asystenta – ale nie traktujemy ich jako „sztuczne inteligencje”, tylko interfejsy głosowe do naszych telefonów.

NwP: Czy każdy poradzi sobie z obsługą inteligentnych rzeczy?

AT: Szczególną kategorią są specjalistyczne systemy, np. monitorujące stan powietrza, czy urządzenia medyczne. Tym będą się zajmować specjaliści. I to zwłaszcza oni muszą nabyć nowe umiejętności. Nie chodzi przy tym tylko o wiedzę techniczną, także o świadomość wyzwań społecznych i etycznych, umiejętność krytycznej oceny technologii. Im bardziej internet rzeczy trafi pod strzechy, tym bardziej istotna będzie odpowiednia świadomość wszystkich użytkowników. W świecie internetu rzeczy na nowo trzeba będzie zrozumieć prawa konsumenckie, takie kwestie jak odpowiedzialność producenta czy usługodawcy za ewentualne szkody.

Ważna też jest świadomość producentów inteligentnych urządzeń. W Niemczech powstaje Trustable Technology Mark – znak jakości produktów internetu rzeczy. Taki znak dostają produkty, które działają w sposób uczciwy i przejrzysty, dbają o swoich użytkowników. Jednym z pierwszych użytkowników znaku jest firma Vai Kai, tworząca inteligentne zabawki. To ogromna odpowiedzialność, ponieważ taki przedmiot będzie uczestniczył w wychowywaniu dzieci. Dobrze, że są firmy troszczące się o prawa użytkowników.

NwP: Czy inwigilacja nie jest największym zagrożeniem?

AT: Rzeczywiście, wraz z rozwojem internetu rzeczy możliwość inwigilacji nas wszystkich niezmiernie rośnie. Wymaga to mądrej regulacji, która umożliwi dalszy rozwój technologiczny przy zachowaniu naszych praw. W tym roku w Kalifornii zakazano stosowania w ramach smart city systemów automatycznego rozpoznawania twarzy. Uznano, że ryzyko dla prywatności przerasta ewentualne korzyści. Myśląc o bilansie strat i zysków warto też pamiętać o wartości, jaką możemy czerpać z danych zbieranych przez internet rzeczy. W tym celu musimy jednak stworzyć zasady uspołeczniania danych, które dzisiaj zazwyczaj pozostają w rękach firm komercyjnych. W Polsce rozpoczęła się w tym roku dyskusja nad tak zwanymi „data trusts” – modelami zarządzania danymi w sposób korzystny zarówno dla firm, jak i dla społeczeństwa.

Rozmawiał Marek Matacz, mat/ zan/, PAP Nauka w Polsce

Michal Karas

Autor

Michal Karas

Polecamy

Powiązane Artykuły