Trudne lądowanie sondy

Czy lądowanie sondy może być niebezpieczne? Okazuje się, że to niezwykle trudny etap, w którym sondy są zdane same na siebie. Naukowcy właściwie nie mają nad nimi wtedy kontroli. Jak ten proces wygląda w praktyce?

W środę 19 października przed godz. 17.00 na Marsie miał się odbyć bardzo ważny test ESA: lądowanie sondy Schiaparelli. To europejska platforma, przed którą stały dwa poważne zadania. Co to za zadania? – Po pierwsze, przeprowadzić próbę lądowania, stanowiącą test przed wysłaniem za cztery lata na Czerwoną Planetę europejskiego łazika marsjańskiego ExoMars. Gdyby to lądowanie się udało, przez kilka kolejnych dni sonda zasilana rosyjskim, radioizotopowym generatorem termoelektrycznym przeprowadzałaby serię badań, które mogłyby dać informacje o przeszłości Czerwonej Planety, m.in. w nowy sposób potwierdzić, czy na Marsie istniała woda w stanie ciekłym – opisuje popularyzator astronomii Karol Wójcicki.

Przeprowadzenie testu lądowania było głównym zadaniem środowego manewru. – Po 16.40, kiedy lądowanie się rozpoczęło, informacje o nim były przesyłane na Ziemię za pośrednictwem sondy kosmicznej Trace Gas Orbiter – tej samej, z którą Schapiarelli doleciał do Marsa. Te dwie konstrukcje były ze sobą połączone jeszcze trzy dni temu, choć potem doszło do ich separacji: Schiaparelii ruszył w kierunku Marsa, a Trace Gas Orbiter rozpoczął manewr wchodzenia na orbitę Marsa, skąd ma w najbliższych latach prowadzić badania atmosfery tej planety – przypomniał Wójcicki, prowadzący portal „Z głową w gwiazdach”.

Tu jednak pojawiły się problemy. Trace Gas Orbiter miał być bowiem pośrednikiem pomiędzy lądownikiem a Ziemią. Ta komunikacja po pewnym czasie zaczęła jednak zawodzić. – Trace Gas Orbiter odbierał od sondy Schiaparelli sygnały dotyczące rozpoczęcia manewru lądowania. Najpierw odebrał słaby sygnał świadczący o tym, że Schiaparelli wybudził się z hibernacji i rozpoczął całą procedurę. Potem – że wszedł w marsjańską atmosferę i rozpoczął hamowanie. Później przyszła informacja, że rozłożył się spadochron; a następnie – że po rozłożeniu spadochronu Schiaparelli odrzucił osłonę termiczną, która pomagała mu wejść w atmosferę. I to było wszystko. Więcej informacji nie odebrano – zaznacza Wójcicki. Uważa on jednak, że nie musi to jednak świadczyć o niepowodzeniu misji: mogło się bowiem wydarzyć tak, że sygnał od sondy – i tak słaby, nie był możliwy do odebrania przez Trace Gas Orbiter.

Wokół Marsa krążą jednak i inni: lądowania nasłuchiwała też sonda Mars Express, która nie mogła nadawać na żywo, ale swoje informacje przekazała na Ziemię – i jak się okazało, zarejestrowała to samo, co Trace Gas Orbiter. Na Ziemię powinny też spłynąć dane od sondy amerykańskiej Mars Reconaissance Orbiter. – Być może potwierdzi się, czy sonda nadaje już z Marsa, i czy problemy nastąpiły podczas samego procesu lądowania i dlatego żadna z dwóch sond nie mogła się z nią skomunikować – dodaje.

Mimo pojedynczych niepowodzeń nie można jednak mówić o nieudanej misji. Dzięki całemu zdarzeniu udało się zdobyć wiele ważnych informacji. Ważnym wydarzeniem było też samo wejście sondy Schiaparelli na orbitę Marsa. Ten element procesu przebiegł bardzo dobrze.

Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Ela Makos

Autor

Ela Makos

Polecamy

Powiązane Artykuły