Piotr Boczkowski: Dziecko korporacji

„Jeśli zaczynasz swój biznes, to musisz wykazywać się dużym poziomem samodyscypliny – tutaj nie ma już szefa, który nad Tobą stoi i wyznacza zadania oraz czas ich realizacji.

Wszystko zależy od Ciebie i założonego planu”. Piotr Boczkowski – dumny ojciec dwóch córek, który czerpie z pracy ogromną satysfakcję, jest żywym przykładem na to, że pracę można połączyć z pasją. Miłośnik gotowania i motocykli, który stworzył firmę od podstaw, wprowadzając na polski rynek włoski brand. Jak sam o sobie mówi, jest „dzieckiem korporacji” i to nie jednej! O promowaniu zdrowego stylu gotowania, regułach w biznesie i marzeniach, rozmawiamy z Prezesem Ballarini – Globalnym Partnerem Produktowym programu „Master Chef”.

Panie Piotrze, z czego jest pan najbardziej dumny?
Piotr Boczkowski, Prezes Zarządu Ballarini: Ciężko jest udzielić odpowiedzi w jednym zdaniu na tak ogólne i zarazem obszerne pytanie. Z mojego punktu widzenia powinniśmy oddzielić sferę zawodową od prywatnej, albowiem taką maksymą życiową kierowałem się do tej pory. W kwestiach prywatnych zdecydowanie jestem bardzo dumny z moich dwóch wspaniałych córek (21 i 14 lat), z ich mądrości życiowej, podejścia do innych ludzi oraz pasji, jakie realizują na co dzień. Dumny jestem z ich miłości, zrozumienia i tolerancji. Tak, to chyba najważniejsze kwestie. W sferze zawodowej to zdecydowanie to, co osiągnąłem ciężką pracą przez wiele lat do tej pory, startując z pozycji przedstawiciela handlowego w 1990 roku, a na obecnym stanowisku kończąc. Z tego, co przez te lata zbudowałem w poprzednich firmach, a przede wszystkim z Oddziałem Ballarini, który to stworzyłem od podstaw. W dzisiejszych czasach i przy aktualnych realiach rynkowych wprowadzenie do masowej dystrybucji nowego brandu nie należy do rzeczy najłatwiejszych, a nam się to udało. Tak, szczerze mogę powiedzieć, że jestem z tego dumny!

Co sprawia panu największą satysfakcję w pracy?
Chyba pochwała innych ludzi, a w szczególności, kiedy jest to bezpośrednia konkurencja. Każdy lubi być doceniany za swoją pracę i włożony trud, a kiedy ludzie, z którymi się spotykam mówią, że kawał dobrej roboty został zrobiony, to jest to powód do naprawdę dużej satysfakcji!

Mówi pan o sobie „dziecko korporacji”. Czego nauczyły pana poprzednie doświadczenia zawodowe?
Dziecko korporacji i to nie jednej! (śmiech) Zaczynałem w 1990 roku, kiedy to największe koncerny dopiero co wchodziły na nasz rynek. Konkurencja przy naborach była olbrzymia, ale mnie się udało. Tak, jak wspominałem, zaczynałem od stanowiska przedstawiciela handlowego, żeby teraz zajmować pozycję Prezesa Zarządu i zarazem współwłaściciela. To dzięki pracy w korporacjach poznałem globalnych graczy od tzw. „zaplecza”. Poznałem mechanizmy, jakie rządzą firmami, ich struktury i zasady działania. Bliska współpraca z innymi działami, takimi jak: logistyka, marketing, czy nawet finanse, pozwoliły mi na pogłębienie swojej wiedzy w tych sferach i zastosowanie jej przy budowie aktualnej firmy. Nie bez znaczenia była też moja wieloletnia współpraca z sieciami i poznanie reguł współfunkcjonowania. Niezmiernie mi się to teraz przydaje. Praca w korporacjach nauczyła mnie też systematyczności oraz samodyscypliny, która jest niezmiernie ważna, kiedy prowadzi się własny biznes.

A czy obecnie może pan stwierdzić, że łączy pracę z pasją?
Zdecydowanie TAK! Odkąd tylko pamiętam zawsze miałem coś wspólnego z gotowaniem i kuchnią. Miałem nawet kiedyś pomysł, aby całkowicie poświęcić się gotowaniu zawodowo, ale nie doszedł on do skutku. Teraz cały czas pozostaję aktywny w gotowaniu, ale na poziomie domowego zacisza (śmiech). Zważywszy na to, że asortyment, jaki oferujemy jest ściśle związany z kuchnią, można powiedzieć, że udało mi się powiązać pasję z biznesem. Nie ma chyba nic lepszego niż robić w życiu to, co się lubi. Ma to też praktyczne przełożenie na biznes, albowiem często jeszcze dzwonią do mnie klienci z praktycznymi, życiowymi pytaniami. Odpowiadam im wówczas nie tylko jako ekspert produktowy, ale również jako praktyk i to jest bardzo przez nich cenione.

Prowadzenie firmy wiąże się z dużą odpowiedzialnością i nie należy do najprostszych zadań. Jakimi regułami kieruje się pan w biznesie?
Tak, jak w sferze prywatnej – etyką zawodową. Można robić biznes, ale nie wolno zapominać, że wszędzie jest tzw. czynnik ludzki. A ludzi należy szanować – nie tylko kontrahentów, ale również (a może przede wszystkim) pracowników. Często powtarzam, że jeśli nie ma się szacunku do drugiej osoby i nie respektuje się ustaleń słownych, to i papier nie pomoże. Tak więc bardzo ważne są dla mnie relacje interpersonalne. We własnym biznesie ważna jest też konsekwencja i umiejętność stawiania sobie celów, zarówno tych krótko, jak i długoterminowych oraz elastyczne dążenie do ich realizacji. Przy czym szczególnie ważna jest ta elastyczność, gdyż otaczająca nas rzeczywistość zmienia się i trzeba umieć te zmiany zauważyć. Cele muszą być ambitne, ale zarazem realne, możliwe do zrealizowania. Kolejne słowa „klucze” we własnym biznesie to konsekwencja i determinacja. Ważna jest też umiejętność przyznania się do popełnionych błędów i wyciąganie z nich wniosków oraz nauki na przyszłość. Każdy popełnia błędy, ale ich powtarzanie nie jest już mile widziane.
Jakich porad udzieliłby pan osobom, które dopiero startują z własnym biznesem?
Każdy powinien odpowiedzieć sobie przede wszystkim na podstawowe pytanie: czy jest przekonany w 100 % do tego, co zamierza zrobić? Jeśli tak, to reszta już pójdzie z górki pod warunkiem, że będzie to poparte odpowiednią analizą, planem i determinacją działania. Nie nastawiajmy się na natychmiastowe efekty, ale raczej na ciężką i żmudną pracę, a rezultaty przyjdą same szybciej, niż się tego spodziewamy. Jeśli ktoś ma wątpliwości i nie jest przekonany do swojego pomysłu, to niech lepiej nie zaczyna, bo skończy się to dużym rozczarowaniem i niepotrzebnym zawodem. Jeśli zaczynasz swój biznes, to musisz wykazywać się dużym poziomem samodyscypliny – tutaj nie ma już szefa, który nad Tobą stoi i wyznacza zadania oraz czas ich realizacji. Wszystko zależy od Ciebie i założonego planu.
Co dla pana oznacza „sukces”?
Spełnienie i osiągnięcie postawionych przed sobą celów. Jeśli do tego dodamy satysfakcję z wykonywanej pracy, to chyba możemy mówić o sukcesie. Każdy z nas ma inne potrzeby i różne stawia sobie cele. To, co dla jednego jest tylko przejściowym i kolejnym zrealizowanym celem, dla innego może się okazać już dużym sukcesem, oczywiście na miarę jego możliwości. Sukces przekłada się też na to, jak jesteś postrzegany przez najbliższych i osoby Cię otaczające.

Ballarini to oryginalna włoska firma. Jaka historia kryje się za obecnością tej marki w Polsce? Jak wyglądały początki?
Ballarini jest obecna w Polsce z małymi przerwami od ponad kilkunastu lat. Z początku był to prywatny import, później obecność za pośrednictwem różnych dystrybutorów. Sytuacja zmieniała się dynamicznie. Niestety, każde z wcześniejszych rozwiązań dystrybucyjnych nie gwarantowało budowania świadomości marki na rynku zgodnie z wytycznymi Firmy Matki. Wcześniejsza, z reguły przypadkowa, obecność zaszczepiła jednak w świadomości konsumentów markę Ballarini, dzięki czemu nasz ponowny kontakt z rynkiem był łatwiejszy. W chwili obecnej realizujemy długofalowy plan, mający na celu: po pierwsze poszerzenie dystrybucji, a po drugie ugruntowanie w świadomości konsumentów faktu, że zaliczamy się do marek segmentu medium high i high high.
Marka wypracowała sobie pozycję lidera w branży. W czym tkwi jej sekret?
Myślę, że do lidera to nam jeszcze trochę brakuje (śmiech), ale rzeczywiście w ciągu ostatnich 3 lat silnie zaznaczyliśmy swoją pozycję, co nie jest sprawą łatwą, zważywszy na wieloletnią obecność innych marek na rynku. Ballarini łączy w sobie zarówno tradycję (125 lat istnienia) jak i nowoczesną technologię oraz innowacyjność. Za tym idzie jeszcze niebanalny włoski design oraz, przede wszystkim, wysoka jakość oferowanych produktów. Nie bez znaczenia stanowi także miejsce produkcji – od początku w tej samej lokalizacji we Włoszech, w obrębie Unii Europejskiej, a nie na dalekim wschodzie. Jako przykład innowacyjności mogę powiedzieć, że jako pierwsi wprowadziliśmy na rynek patelnie i garnki z powierzchniami granitowymi. W chwili obecnej to jest właśnie nasz znak rozpoznawczy. Konsumenci są coraz bardziej świadomi i ich wymagania jakościowe stale rosną. Chcą żeby patelnie i pozostałe naczynia były bezpieczne dla zdrowia i nie zawierały szkodliwych związków. Szukają też produktów, które posłużą im trochę dłużej niż kilka miesięcy. Są za to w stanie więcej zapłacić, a to im gwarantuje właśnie Ballarini. Produkcja w obrębie UE jest gwarantem jakościowym, a nasze wieloletnie gwarancje rekompensują większy koszt zakupu.

Nie bez powodu marka została doceniona na światowym rynku. Potwierdza to fakt, iż jest także Globalnym Partnerem Produktowym programu „Master Chef”. Co oznacza dla firmy to wyróżnienie?
Bycie Globalnym Partnerem Produktowym programu Master Chef (najbardziej popularnego show kulinarnego na świecie), to wyjątkowe wyróżnienie dla nas! Jako jedyni produkujemy naczynia sygnowane logotypem MC. To nie tylko szeroka współpraca, ale również ogromne docenienie. Wyróżnienie to ugruntowuje naszą pozycję jako lidera w swojej kategorii i potwierdza też najwyższą jakość oferowanych przez nas produktów. Jest doskonałą rekomendacją dla partnerów handlowych i jest potwierdzeniem, że mają do czynienia z globalną marką premium.

Filozofią Ballarini jest m.in. promowanie zdrowego gotowania i zdrowego stylu życia. W jaki sposób idee te przekładają się na rzeczywistość?
Nasza wizja marketingowa nie ogranicza się tylko i wyłącznie do promowania naszych produktów, ale przede wszystkim do promowania zdrowego stylu życia i sposobu gotowania przy pomocy naczyń Ballarini. Od początku naszej obecności związaliśmy się z partnerami wyznającymi te same lub podobne zasady, co Ballarini, czyli: zdrowe gotowanie, kuchnia vege, smażenie beztłuszczowe, czy też tak popularna ostatnio kasza jaglana. To tylko kilka przykładów. Spina je w całość nasze hasło firmowe: „Gotuj Zdrowo z Ballarini”. Ten przekaz towarzyszy nam od początku, a każdy może go zinterpretować na swój sposób. Współpraca ta zaowocowała sponsoringiem kilku popularnych tytułów kulinarnych, jakie ukazały się ostatnio na naszym rynku. Jako przykłady mogą chociażby posłużyć „Jaglany Detoks” Marka Zaremby, czy też „Jadłonomia” autorstwa Marty Dymek. Niezmiernie ważnym etapem w naszej działalności było stworzenie swoistego kompendium wiedzy, gdzie przysłowiowy Kowalski znajdzie odpowiedzi na nurtujące go pytania, związane z kwestiami kulinarnymi. A wszystko to podane w bardzo przystępny sposób i w jednym miejscu – na naszym blogu. Poruszamy tam kwestie związane ze zdrowym odżywianiem i prawidłowym sposobem wykorzystania naczyń Ballarini.

Jak pan sądzi, co stanowi we współczesnym świecie największy problem w zdrowym odżywianiu?
Zdecydowanie ogólny brak czasu, szybkość życia oraz duża dostępność i łatwość zakupu produktów wysoko przetworzonych. Kiedyś posiłki były celebrowane w rodzinach, a przysłowiowe rodzinne niedzielne obiady były standardem. Dziś non stop brakuje nam czasu, co przekłada się również na sposób odżywiania. Problemem też są wielopokoleniowe nawyki żywieniowe, chociaż tutaj świadomość społeczeństwa szybko rośnie. Wspaniałą pracę edukacyjną robią różnej maści programy kulinarne goszczące na ekranach, Internet oraz prasa specjalistyczna. Jest jednak jeszcze wiele do zrobienia w tym temacie, a edukację żywieniową powinniśmy zaczynać od pierwszych lat życia, już na poziomie domowym.
Polska kuchnia nie należy do „najzdrowszych”. Coraz częściej jednak słyszy się o modzie na zdrowe jedzenie i aktywność również i u nas. Czy zauważa pan progres w tym kierunku?
Zdecydowanie tak. Tak, jak wspomniałem mamy swoje utarte nawyki, wynikające z naszej kultury oraz tego, co wynieśliśmy z domów. Nasze menu jest po części zdefiniowane położeniem geograficznym Polski i klimatem – nie zapominajmy o tym. Jednak stan ten bardzo szybko się zmienia. Ogólna łatwość dostępu do informacji, publikacje kulinarne i – przede wszystkim – programy telewizyjne sprawiają, że nasza wiedza i świadomość pogłębiają się w szybkim tempie i to w tym dobrym kierunku. Nie bez znaczenia są też coraz łatwiej dostępne tańsze wycieczki i podróże. To właśnie w innych krajach poznajemy nowe potrawy i sposoby odżywiania, które to bardzo często później przenosimy na nasz rodzinny grunt. Jeśli do tego dodamy modę na styl życia fit, czyli ćwiczenia, bieganie, rower i inne aktywności fizyczne, to mamy nagle zbiór czynników nawzajem się napędzających – nie ma bowiem zdrowego uprawiania sportów bez zdrowego odżywiania się i odwrotnie.
No właśnie, wspominał pan wcześniej o braku czasu, który również stanowi przyczynę w nieodpowiednim odżywianiu. Dlatego też wielu ludzi sięga po popularną żywność typu fast food, szczególnie uwielbianą przez dzieci. Wiem, że marka również nie zapomina o najmłodszych, mając na uwadze ich problem otyłości…
Zgadza się. Od początku swojej obecności w Polsce wspieramy wszystkie inicjatywy, które mogą zaowocować lepszym odżywianiem się naszych milusińskich teraz i w przyszłości. Dlatego też od ponad 3 lat wspieramy między innymi takie inicjatywy, jak szkoły gotowania dla dzieci, jak chociażby Little Chef – jedna z najstarszych szkół gotowania dla dzieci. Przy okazji takich zajęć dzieci nie tylko uczą się podstawowych reguł panujących w kuchni, ale poznają też „ciemne strony” niektórych produktów, uczą się czego nie należy stosować, a przede wszystkim pogłębiają horyzonty smakowe. Fast Food to plaga XXI wieku – ogólna dostępność, przystępne ceny i wszechobecne reklamy. Ale nawet w tych miejscach widać już pozytywne syndromy. Wprowadzane są sałatki, woda mineralna i potrawy fit.

A czy osobiście również stara się pan prowadzić aktywny styl życia?
Sport towarzyszy mi od wielu lat. Nie jest to jedna dyscyplina, ale kilka, które nawzajem się przenikają. Kiedyś więcej jeździłem na rowerze i pływałem. W chwili obecnej od ponad 4 lat intensywnie biegam. Nigdy aktywność nie była nastawiona na osiąganie jakiś spektakularnych wyników i bicie rekordów. Zawsze raczej chodziło o własną satysfakcję i przede wszystkim ruch. Tak, jak wspomniałem wcześniej – ruch i zdrowy styl życia wymusza też zmiany w codziennym menu. Staram się unikać produktów wysoko przetworzonych, czerwonego mięsa i ciężkich alkoholi. Jem więcej warzyw, ryb, piję wodę i stronię od tłustych potraw. Efektem jest w miarę stała waga i dobre codzienne samopoczucie.
To podejście godne podziwu! A jak udaje się panu pogodzić zawodowe obowiązki z życiem prywatnym?
Prowadząc własną firmę ma się ten komfort, że można odpowiednio sobie zaplanować dzień. Jeśli jest się konsekwentnym i zdeterminowanym, to zawsze się znajdzie czas na chwile relaksu i aktywności. Jak już wspomniałem na początku wywiadu, ważna jest umiejętność oddzielenia życia zawodowego od prywatnego. Wbrew pozorom, mamy w ciągu dnia sporo wolnego czasu, ale często przecieka on nam między palcami. Dobre planowanie pozwala na wykorzystanie tych wolnych chwil na aktywność fizyczną i własne osobiste potrzeby.

Jak, jako skuteczny biznesman, człowiek sukcesu, ocenia pan kobiecy biznes?
Wydaje mi się, że czas, kiedy to mężczyźni wiedli prym w biznesie już dawno minął. Kobiety są coraz bardziej aktywne i wielokrotnie przewyższają swoimi umiejętnościami płeć brzydką. W chwili obecnej mamy na rynku wiele przykładów Pań, które odniosły sukces w sferach dotąd uznawanych za typowo męskie. Kobiety maja wiele cech, których często brakuje Panom: są bardziej pracowite, sumienne, zdeterminowane i potrafią dostrzec sprawy, które umykają mężczyznom. Wykazują się ponadto dużym zaangażowaniem oraz poziomem profesjonalizmu. Niejednokrotnie ich urok osobisty i uśmiech więcej są w stanie zdziałać niż nie jeden wykwalifikowany manager. Osobiście bardzo dobrze współpracuje mi się z kobietami.
Gdzie widzi się pan za 10 lat? Jak wyglądają pana plany zawodowe?
10 lat… Dość daleka i odległa perspektywa (śmiech). Wydaje mi się, że zawodowo jestem spełniony. Chciałbym robić dalej to, co robię i czerpać podobną satysfakcję, jak w chwili obecnej z wykonywanej pracy. Chciałbym pozostać nadal związany z tematyką żywieniową i kuchenną – dobrze się w tym czuję i daje mi to dużo satysfakcji. Mam nadzieje, że będę mógł to realizować z firmą Ballarini.

A osobiste marzenie do spełnienia?
Mieć na tyle dużo wolnego czasu, żeby móc się poświęcić swojej pasji – wyprawom samochodowym, połączonym z poznawaniem lokalnych zwyczajów kulinarnych. Kiedyś robiłem to na motocyklu, dziś natomiast samochodem terenowym. Niestety, zajmuje to dużo czasu, na co w chwili obecnej nie mogę sobie pozwolić. Marzeniem jest na pewno wyjazd na Antypody i spędzenie tam 2-3 miesięcy. Szczerze wierzę, że kiedyś nadejdzie taki moment.

Rozmawiała: Agnieszka Słodyczka

Fot. Żaneta Niżnikowska/NM Studio

Redakcja Magazynu
Polecamy

Powiązane Artykuły