Karabin jak rower miejski w Chicago

W zeszłym tygodniu w centrum Chicago pojawiła się pierwsza w mieście stacja wymiany karabinów półautomatycznych. Po fali oburzenia, ale i zainteresowania, stacja została w tym tygodniu zdemontowana.

Gdy zdezorientowani pracownicy biurowca Daley Center pojawili się w minioną środę w pracy, przed swoim drapaczem chmur przywitał ich niespotykany widok. Podobna do stacji rowerów miejskich, na placu przed wieżą pojawiła się stacja umożliwiająca wypożyczenie karabinu AR-15. Wielu przechodniów było zbulwersowanych i żądali wyjaśnień, nie bez powodu zresztą.

AR-15 to dokładnie taki karabin półautomatyczny, z jakiego zamachowiec w Las Vegas niecały rok temu wymordował 58 osób, raniąc 422. Pół roku temu z takiej właśnie broni śmierć poniosło 26 parafian modlących się w kościele w Teksasie. I znów, z tej samej broni zaledwie 3 miesiące temu agresywny były uczeń wystrzelał 17 osób w liceum na Florydzie.

Wyliczanka może być znacznie dłuższa, ponieważ AR-15 to bodaj najczęściej wykorzystywany przez zamachowców karabin w USA. Korzystają z niego i radykalni muzułmanie, i skrajnie prawicowi ekstremiści. Tylko od 2007 został wykorzystany w 12 istotnych strzelaninach, w których śmierć poniosły łącznie 222 osoby.

Sam fakt, że trzeba pisać o „istotnych strzelaninach” bierze się z kolei z tego, że w USA do zwykłej strzelaniny (tzw. mass shooting, a więc zdarzenie, w którym postrzelone są 4 osoby lub więcej) od początku zeszłego roku dochodzi średnio raz dziennie. Codziennie.

AR-15 to jednocześnie karabin chyba najlepiej zakorzeniony w świadomości Amerykanów, którzy w rękach prywatnych mają ok. 5-10 milionów sztuk tej broni! I właśnie po to pojawiła się instalacja umożliwiająca ich wypożyczenie.

ar-15

Oczywiście szybko okazało się, że stacja „Metro Gun Share Program” nie jest prawdziwa, a służy uświadomieniu Amerykanom, jak łatwo w ich kraju wejść w posiadanie śmiertelnie niebezpiecznego narzędzia, którym można prawie automatycznie (a po lekkiej modyfikacji w pełni automatycznie) ostrzeliwać tłumy ludzi. Nieprzypadkowa była też lokalizacja w ścisłym centrum miasta, gdzie ruch pieszy jest ogromny.

Instalację przygotowała (wspólnie z agencją kreatywną The Escape Pod) Brady Campaign To Prevent Gun Violence, organizacja postulująca zmiany w prawie, by ograniczyć dostęp przestępców do broni półautomatycznej. Jedyny wątpliwy aspekt to umieszczenie stacji w Chicago, ponieważ regulacje w Illinois należą do bardziej restrykcyjnych w USA. W skali kraju problem nie zna jednak ograniczeń lokalizacyjnych, a przepływ broni jest niemal niekontrolowany.

Skąd takie starania o zmianę? Amerykanie mają ok. 300 mln sztuk broni palnej. Co roku w USA średnio 116 tysięcy (!) ludzi zostaje postrzelonych, z czego aż 35 tysięcy ginie, w tym prawie 3 tysiące dzieci i nastolatków. Wśród zgonów najczęstszą przyczyną jest samobójstwo (21 tys. osób), którego wyjątkowo łatwo dokonać jednym pociągnięciem spustu. Na drugim miejscu jest zabójstwo (12 tys. osób). Osoby ranne, które przeżywają postrzał, to najczęściej ofiary napaści i celowego postrzelenia (60 tys.), ale aż 16,5 tys. osób pada ofiarą wypadku z użyciem broni, tj. przypadkowego wystrzału. [dane na podstawie średniej z 2012-2016, zebrane przez Brady Campaign]

Kupno AR-15 może wydawać się znacznie trudniejsze niż wypożyczenie roweru miejskiego, ale tak wcale nie musi być. Bo choć w części stanów trzeba mieć pozwolenie, nawet w nich da się prawo obejść. Tu wracamy do 5-10 milionów karabinów AR-15, które Amerykanie mają w domach. Dzięki tzw. gun show loophole w większości stanów USA posiadacz broni może w praktyce bez żadnego zgłaszania odsprzedać swój karabin komu zechce, tylko w 14 stanach kupujący musi przejść jakąkolwiek formę sprawdzenia tożsamości i uzyskać pozwolenie. Tym samym, również dzięki sprzedaży online, karabiny i pistolety krążą po USA z zadziwiającą łatwością. Sam fakt, że nikt w Stanach nie umie oszacować liczby karabinów AR-15 z dokładnością do 5 milionów (!) pokazuje, jak bardzo sprawa jest poza kontrolą.

Nie zawsze lepiej jest z oficjalną sprzedażą w sklepach. Weźmy na przykład Florydę i Teksas, czyli dwa stany, w których doszło do kilku z najgorszych w ostatnim czasie strzelanin. To również dwa stany, w których mieszkańcy mają zdecydowanie najwięcej broni półautomatycznej. Nie są więc typowymi regionami USA, za to flagowymi pod względem prawa do posiadania broni. W żadnym z nich kupując broń nie trzeba mieć pozwolenia, przejść szkolenia czy badania psychologicznego.

Wystarczy być pełnoletnim (na Florydzie 21 lat, w Teksasie 18), pokazać dowód i z salonu wychodzi się z dowolną bronią. Właściwie nawet dowodu można czasami nie pokazywać, ponieważ – wg danych Brady Campaign – aż 40% sprzedaży w całych Stanach odbywa się bez sprawdzania, komu broń jest sprzedawana. W teorii nie można jej później odsprzedać nikomu, kto był karany, ale w praktyce nie ma sposobu, by regulować przepływ broni pomiędzy mieszkańcami. Mało tego, prawo na Florydzie zabrania hrabstwom czy gminom wprowadzania jakichkolwiek obostrzeń, podobnie jak tworzenia rejestru osób posiadających broń.

Zdecydowanie nie o takie regulacje chodzi Brady Campaign, której członkowie domagają się wprowadzenia podstawowych ograniczeń w dostępie do broni, zwłaszcza tej stworzonej do szybkiego uśmiercania jak największej liczby ludzi. Nie proszą o wiele, nie chcą zakazać dostępu do broni w całości. Jedyny postulat zmian w prawie dotyczy wprowadzenia obowiązku weryfikacji tożsamości kupującego przed jakąkolwiek sprzedażą. Chcą więc sprawdzić, czy osoba planująca posiadać karabin nie jest przestępcą, skazanym, sprawcą przemocy domowej czy zbiegiem ukrywającym się przed policją. To aż tak dużo?

Michal Karas

Autor

Michal Karas

Polecamy

Powiązane Artykuły