Ciekawostka: Seks zamiast treningu?

Któż nie słyszał powiedzenia, że seks to najlepsza forma ruchowa, do tego niezwykle przyjemna? Część osób traktuje to powiedzenie z przymrużeniem oka, a część rzeczywiście widzi w tym potencjał, który może pomóc np. w spalaniu tłuszczu. Więc jak to jest z tym seksem?

Kalorie
Zbliżenie seksualne jest formą aktywności ruchowej, trudno się z tym nie zgodzić i – jako takie – można je rozpatrywać wielopłaszczyznowo, np. z punktu widzenia zmian metabolicznych i hormonalnych (które, co ciekawe, w tym przypadku niekoniecznie muszą służyć spalaniu tłuszczu).
Ale znacznie łatwiej będzie rozpatrzyć to z punktu widzenia wydatku energetycznego, który takiemu zbliżeniu towarzyszy. Na wstępie podkreślam, że zdaję sobie sprawę z tego, że seks seksowi nie jest równy, ale chcąc odpowiedzieć na pytanie, jak zbliżenie płciowe ma się do typowego treningu, trzeba przyjąć jakieś standardy. Na szczęście tego rodzaju opracowania również są dostępne.
W 2013 roku zostało opublikowane ciekawe badanie, w którym oceniano średni wydatek energetyczny podczas seksu. Grupą badawczą było 21 heteroseksualnych par w wieku 22,6 +/- 28 lat z regionów Montrealu. Warto w tym miejscu podkreślić, że pary otrzymały specjalną opaskę mierzącą ilość spalonych kalorii, tak, by mogły czuć się swobodnie i prowadzić badanie we własnej alkowie.
Okazało się, że średni wydatek energetyczny podczas seksu wynosił 4,2 kcal/minutę, a u kobiet 3,1 kcal/minutę, co oznacza umiarkowaną intensywność. Tu podkreślam, że wcale nie musi oznaczać to, że kobiety są mniej aktywne podczas zbliżenia, a może wynikać np. z różnic w kompozycji ciała. Wyniki badań pokazują również, ile czasu w przypadku ochotników trwało zbliżenie, a dokładniej rzecz ujmując – ile średnio kalorii spalali. Było to odpowiednio 101 kcal w przypadku mężczyzn i 69,1 kcal w przypadku kobiet.
Jeśli uśrednimy te wyniki okaże się, że przyjemność w sypialni to około 85 spalonych kcal podczas wysiłku o umiarkowanej intensywności (5,8 MET). Nie jest to najlepsza wiadomość dla zwolenników teorii „seks zamiast treningu”. Odpowiada to bowiem 6 – 7 minutom biegu, co więcej – zbliżoną ilość spalonych kalorii notujemy podczas… snu (oczywiście mowa o całej nocy).
To również oznacza, że seks nie jest rozwiązaniem, gdy chcemy zrekompensować sobie zjedzonego pączka (chyba, że mowa o jednym kęsie) lub nadzwyczajnych możliwościach seksualnych.
A skoro już jesteśmy przy tym, warto poruszyć jeszcze kwestię suplementów diety, które mają poprawiać libido.

Viagra bez recepty?
Ilość preparatów bez recepty, które mają wpływać korzystnie na możliwości seksualne, rośnie w zawrotnym tempie. Wystarczy otworzyć dowolne czasopismo lub włączyć telewizor i z dużą dozą pewności uda nam się trafić na reklamę jednego z nich. Wszak wraz z wiekiem libido spada, a każdy chciałby cieszyć się seksem jak najdłużej. Oczywiście nie będę tu omawiał wszystkich składników, jakie mogą występować w tego rodzaju preparatach, choć generalnie możemy podzielić ja na takie, które wymagają regularnego stosowania, a efekty nie są natychmiastowe (sięganie po nie może być dobrym rozwiązaniem, pod warunkiem, że nie oczekujemy spektakularnych rezultatów), oraz na takie, które zażywa się na kilkadziesiąt minut przed stosunkiem i które mają dawać praktycznie natychmiastowe rezultaty, porównywalne do viagry. W przypadku tych ostatnich producenci stawiają zwykle na substancje, które zwiększają produkcję NO, czyli tlenku azotu (znajdziemy je również w składzie suplementów przedtreningowych), który bierze udział m.in. w procesie powstawania erekcji. Jednym z najpopularniejszych wazodilatorów jest arginina. Wynika to z faktu, że to właśnie z tego aminokwasu przy udziale syntazy NO powstaje tlenek azotu i cytrulina.

Po pierwsze należy pamiętać, że niekoniecznie jest tak, że wzrost ilości substratu (w tym przypadku argininy), szczególnie podawanego oralnie, przekłada się na wzrost ilości produktu (w tym przypadku NO). Sam metabolizm samej argininy zależy w pewnym stopniu od formy jej podania, a w większości preparatów znajdziemy l-argininę, która zdecydowanie do najlepszych form nie należy.
Jednak nie to jest największym problemem. Najważniejsza kwestia to fakt, że NO jest jedynie drugim przekaźnikiem, który wpływa dodatnio na cyklazę guanylanową, która katalizuje przekształcanie nieaktywnego GTP do aktywnego cGMP czyli cyklicznego guanozyno-3’,5’-monofosforanu. To o tyle istotne, że biologiczne efekty działania takie, jak poprawa ukrwienia narządów płciowych notowane są właśnie z tytułu cGMP, a nie samego NO.
Zakładając optymistycznie, że podawanie argininy przyczyni się do wzrostu produkcji NO i dalej wzrostu poziomu cGMP, mamy inny poważny problem. Jest nim fosfodiesteraza cGMP, która katalizuje rozpad aktywnego cGMP do formy nieaktywnej. Cykliczny guanozynomonofosforan jest związkiem bardzo nieaktywnym. Taką sytuację możemy porównać do nalewania wody do dziurawego wiadra (z dziurą znacznych rozmiarów, warto podkreślić). Z tego powodu skuteczność tego rodzaju preparatów jest bardzo znikoma i w żadnym wypadku nie można porównać jej do viagry, której działanie nie polega na zwiększaniu produkcji NO, ale hamowaniu aktywności fosfodiesterazy cGMP, co oznacza ni mniej ni więcej, że popularna niebieska pigułka przyczynia się do długotrwałego wzrostu poziomu cGMP, a na tym właśnie nam zależy. Innymi słowy, „szybkodziałające” preparaty na potencję są mało skuteczne i przyczyniają się głównie do zmniejszenia grubości naszego portfela.

Jacek Bilczyński

Piotr Sztompke
Polecamy

Powiązane Artykuły